środa, 22 maja 2013

Test urodzinowy

Mogę, oznajmić, iż test urodzinowy przeszedł pozytywnie, czyli usunięcie daty urodzin spowodowało, że tylko bliskie osoby pamiętały o tym, że wypada złożyć życzenia. Są to osoby na których widać, że można polegać. W tej garstce pojawiła się moja dobra znajoma ze szkoły średniej. Fakt, że złożyła życzenia dzień później jest mało istotne. Bardziej istotne było to, że pamiętała mniej więcej o dacie. O takich rzeczach i takich osobach należy pamiętać, bo widać kto jest wart naszej uwagi i poświęcenia czasu. 

Ze względu urodzin zaniosłam ciasto do pracy. Takie symboliczne. Na początku nikt nie wiedział o co chodzi. Ale znów każdy miał coś na głowie (a to biegły, a to sąd, pogrzeb, impreza dla dzieci odbywająca się na dniach). Ale w końcu zaskoczyli mnie - przyszli wszyscy co byli w biurze (rotacja ludzi jest bardzo duża, w końcu to organizacja pożytku publicznego i masa wolontariuszy). Dostałam piękny bukiet, wręcz jak za komuny - goździki i gerbery - po prostu piękne kwiaty, które otrzymały łatkę "komunistycznych kwiatów". Ponad to, ze względu, iż był członek chóru - odśpiewał mi tak "sto lat" że nigdy takiej wersji nie usłyszałam. Zrobiło mi się naprawdę miło. 

W domu czekały na mnie kolejne dwa bukiety - pięknie pachnące konwalie od rodziców oraz margerytki w 4 kolorach od lubego, z których mam w ciągu kilku dni zrobić fototapetę na ścianę w kuchni :) 

Kwiaty to jest coś co po prostu kocham dostawać. I mam nadzieję, że uda się w moim mieszkaniu kupować w miarę często cięte kwiaty, żeby ocieplić klimat mieszkania :)

Oczywiście na kwiatach nie koniec. Niespodziewanie otrzymałam również tort z przepysznej cukierni oraz szampana, żeby wypić symboliczną lampkę "na zdrowie"


poniedziałek, 20 maja 2013

Urodzinowo i przemysleniowo

Tak się złożyło, że mam jutro urodziny a dokładniej za 8 i pół godziny. 27 lat temu się urodziłam. Jak na swój wiek sporo już przeszłam:
- poważna choroba w młodym wieku,
- bycie królikiem doświadczalnym o nazwie "gimnazjum" (niestety byłam jego pierwszym rocznikiem),
- 7 letni związek zakończony 2 letnim małżeństwem (przez który straciłam wielu znajomych),
- zakup własnego mieszkania,
- wybór odpowiedniej drogi "kariery",
- spotkanie tego jedynego, za którym szaleje
- zjednywanie sobie sympatii ludzi moim gadulstwem :)
No dobra, ale co jeszcze mnie może spotkać? Na pewno z utęsknieniem czekam na przeprowadzkę do swojego małego M2 (a termin się nieustannie przesuwa :( ). Drugi raz brać ślub - sama nie wiem czy bym chciała, biorąc pod uwagę, że już raz się zraziłam. Ale NA PEWNO chce miłość, chce kochać i być kochana. Kasy oczywiście też by się trochę przydało, mam nadzieję ze w niedługim czasie będę zarabiała te kilkanaście złotych więcej i nie zadręczała się pytaniem "czy wystarczy mi do końca miesiąca?"
Więcej chyba nie chce. Może jeszcze prawdziwych znajomych, którzy sprawdzą się w każdej sytuacji, na których będzie można liczyć. 

No właśnie a propo znajomych... równo tydzień i dzień temu - gdy urodziny miała moja Mama (rogate z nas stworzenia :) ) - napisała do mnie sąsiadka, którą poznałam kilka miesięcy temu na spotkaniu integracyjnym bloku (w sumie są one dwie Pani K. i A.) - no i pytanie i treść rozmowy zbiły mnie trochę z tropu. Ogólnie rzecz biorąc i jak ja to odebrałam - to żeby zrobić imprezę urodzinową tyle, że ona nie może w sobotę więc, żeby coś zaplanować. Owszem planowałam urodziny, ale to było jak plany przeprowadzki miały się odbyć na początku maja. Obecnie na betonie, bez kuchni, pokoi i większej części łazienki - nie zamierzałam nic robić. Chciałam dopiero zaproponować gościnność jak już będziemy na swoim. Niestety pytania sąsiadki były dość natarczywe i nie znałam jej z tej strony - po prostu byłam w szoku. Nawet nie wiedziałam jak jej odpisać. Chyba człowiek czasem ma tak, że po prostu w pewnym momencie głupieje. I ja właśnie ten moment chyba osiągnęłam. 

Drugi moment w tym tygodniu odnośnie znajomych - który bardzo mnie rozczarował. Wcześniej rozmawiałyśmy (z sąsiadkami) na temat "wyjdziemy sobie bez chłopaków, same, taki babski wieczór (...)"  Dla każdej z nas nie był to problem. Aż tu w środę przeglądam z nudów słynny portal społecznościowy i widzę opis, że jedna z nich była na nowym filmie w kinie "Oszukane" - no spoko, każdy chodzi do kina. Ale za chwil parę odzywa się druga - i dość łatwo można wywnioskować, że były obie, same bez facetów. W tym momencie zadziałał mój M. (nawet się po nim takiej reakcji nie spodziewałam) - a zapytał wprost "miło, że spytałyście Gośkę czy chce iść", Pierwsze naście minut - obie zniknęły. Mi się zrobiło przykro. Jak małemu dziecku - obiecuje się lizaka a potem go nie dostaje ale mówi się jak był dobry.  Trochę tak nie w porządku. Odpowiedź jaka się pojawiła po kilku minutach brzmiała "M. Gosia ostatnio jesteście cały czas zajęci i jak chcemy się spotkać to nie macie dla nas czasu"Trochę się wkurzyliśmy. Bo nawet nas o nic nie zapytali a owe "chcemy się spotkać" nigdy tak nie brzmiało, tylko raczej "jak chcecie to przyjdźcie" Dla mnie to są dwa różne pojęcia, w szczególności, że jak mieliśmy bilety na spektakl to obydwie pary zapytaliśmy.

Stwierdziliśmy wspólnie, że nasze kontakty się trochę oziębią - w szczególności, że już wcześniej nam nie pasowało zachowanie ich (M. załatwiał im coś do mieszkania i zamiast się cieszyć, że taniej, że w miarę szybko to jeszcze pretensje). Trudno -może inni sąsiedzi będą bardziej mili i życzliwi, chociaż znów zauważyliśmy, że nie można być dla innych zbyt miłym i uprzejmym, bo zaraz ktoś to wykorzysta. 

Wracając do urodzin. Z portalu społecznościowego - usunięta data. Zobaczę kto tak naprawdę o mnie pamięta - tak szczerze a nie tak, że się wyświetla to napisze "Najlepszego" albo "100 lat". Niestety wiem, że będzie to kilka osób. Szału nie będzie o ile w ogóle coś się pojawi.... Jutro się dowiem. 

niedziela, 12 maja 2013

Problemy z niczego

Ostatni czas, czyli jakieś 2 tygodnie spędziliśmy na remontowaniu się - cóż innego moglibyśmy robić. Miało być szybciutko, sprawnie i jakoś średnio nam wyszło. Miały być położone pierwsze płytki gresu a nie wyszło. Może przez to że jeden dzień sobie odpuściliśmy, a to jak zagipsowaliśmy to pogoda nie dopisała i padał deszcz, a co za tym idzie - nic nie chciało schnąć. Dopiero dziś sporo zrobiliśmy. Większość gipsu dotarta. A swojego M.pogoniłam do kończenia obudowania wanny. Oczywiście byliśmy bardzo pomysłowi i nie chcieliśmy wiercić w płytkach dziur - kto wie czy za kilka lat nam się nie odmieni i nie będziemy chcieli kabiny prysznicowej? Tak więc cały "stelaż" pod wannę powstał ze ... styropianu. :) do tego trochę pianki niskorozprężnej i wanna stoi i dobrze się nawet trzyma :)
Dekory koło lustra również położyliśmy, no i zafugowaliśmy wszystko co się dało. Efekt wygląda mniej więcej tak:

Jednym słowem - nabiera charakteru.
Pokoje miały być stonowane ale... chyba byłoby nudno i w kuchni zamierzam zrobić zieloną fototapetę a w salonie pomarańczową ścianę na której będziemy wieszać zdjęcia oczywiście mojego wykonania w miejscach dla nas magicznych, które udało nam się odwiedzić i nas zauroczyły :)

Wracając do tematu. Istnieje forum mojego bloku. Na początku bardzo powoli się rozkręcało. Kilka osób. Kilka razy się spotkaliśmy - maksymalnie było nas ok 25 osób. Widząc się teraz na klatce mówimy sobie "cześć" z uśmiechem na twarzy. No ale te 25 osób to kropla w morzu. Mieszkań jest prawie 130. Więc i osób dużo więcej się kręci. Czasem nie wiem czy ktoś jest gościem czy tu mieszka... Po spotkaniu przy utworzeniu wspólnoty na forum zaczęło przypływać coraz to więcej osób. No i te osoby jak to na forum, są dość wyszczekane, no bo kto ich o coś posądzi jak nikt ich nie zna. Więc i takie osoby zaczęły pokazywać swoje "ja". 

Zaczęło się niewinnie. Od tego iż przy jednej stronie bloku (blok jest w kształcie niepełnej podkowy i z 2 stron jest ulica a z jednej lasek - na który ja mam widok) no i jednemu "panu" nie spodobało się to iż samochody parkują mu pod oknem w zatoczce. Faktem jest to iż nawet jak jeszcze ktoś kupował tak zwaną "dziurę w ziemi" to widział plany i wiedział iż z tej strony jest ulica, a okna wychodzą na inny blok. Chciał kupić taki widok więc ok. Niektórzy lubią patrzeć na naturę a inni na samochody. Tak mi się przynajmniej wydawało. Gdyż jedna osoba wszczęła taką dyskusję że się w głowie nie mieści. Chcąc nie chcąc jest to Warszawa - stolica do której masowo napływają ludzie z wszelkich wiosek. Tak więc problem z miejscami parkingowymi był, jest i będzie. Bo samochodów raczej nie ubędzie. No ale temu "komuś" to się i tak nie podoba. Sam sobie problemy stwarza. Wątek w końcu został zamknięty - dla świętego spokoju, ALE ta osoba nie odpuszcza i w innym wątku dotyczącym np. furtek wpisuje znów temat parkingu. Trochę się mój M. zbulwersował (został adminem i przegląda forum, stara się trzymać porządek) więc dał ostrzeżenie tej osobie. Na razie sprawa ucichła. 

Kilka dni później pojawił się temat palenia papierosów na klatkach i w windach. W związku z tym iż zamontowali jakieś nowoczesne czujniki, które od razu po wyczuciu dymu włączają alarm i wyłączają windę. Tak więc był apel żeby nie palić w owych miejscach. Ja się dołączyłam żeby osoby palące na balkonach nie wyrzucały niedopałków przed siebie bo i szkoda naturze i świadczy to o jakiejś osobie. No i się rozpętałam wojnę. Nawet nie będąc tego świadoma. Większość ludzi uważa, że jak ktoś pali to może to robić tylko w mieszkaniu bo jak pali na balkonie to "dym się unosi wyżej i wlatuje do mieszkania sąsiada nad palaczem i czuć smród". Chyba większej głupoty nigdy nie czytałam :P ktoś znów dosłownie KAZAŁ komuś rzucić palenie i przenieść się na e-papierosa. Sama nie palę. Ale nie widzę problemy jak ktoś sobie pali na balkonie    z wyjątkiem żeby papierosy wyrzucał do swojej popielniczki. Teoretycznie każdy kupił sobie mieszkanie i tak się składa że balkon jest częścią wspólną i przynależną do mieszkania - tak więc może sobie robić co mu się podoba i ja na przykład to w pełni akceptuje. W końcu mieszkam w bloku od urodzenia. 

Okazało że 3/4 osób to tak zwane "słoiki" - czyli przyjechali z wiosek z innych województw- mieszkali w domkach, albo na bardzo małych osiedlach i nie rozumieją mieszkania w wielkim mieście. Sami przyjechali tu za pracą, którą nam którzy tu mieszkają i odprowadzają podatki - zabierają. Owszem nie mam nic do kogoś jak przyjechał do innego miasta ale uczciwie się zameldował, odprowadza tutaj podatki a nawet ma zarejestrowany samochód. (Nie od dziś wiadomo, że ubezpieczenie w dużych miastach jest ok 100% większe niż w malutkich miejscowościach). No i taka osoba po prostu sobie tu mieszka i jeszcze ma jakieś żądania wobec innych. Wydaje mi się, że jeśli komuś się w Stolicy nie podoba to droga wolna do kupna innego mieszkania czy domu gdzieś indziej. A jeśli nie chce to niech się dostosuje do warunków tutaj panujących a nie je na siłę chce zmienić bo "u mnie było inaczej".

Ogólnie to temat jest jak woda - można o nim dużo pisać i dyskutować. Ale nie ukrywam że typowe "słoiki" mnie denerwują. Najpierw należało by od siebie wymagać czegoś a później dopiero od innych...