Z tydzień temu podjęłam decyzję o wykorzystaniu swojej sukni w jakiej poszłam do ślubu. Była ona z tiulu. Niestety podczas zabawy weselnej dół spódnicy został zniszczony. Tak więc opcja sprzedaży nie wchodziła w grę z prostego powodu - nikt by nie kupił zniszczonej sukni. Poza tym każda przyszła panna młoda chce mieć taką wyjątkową i niepowtarzalną suknię więc to był kolejny powód czemu nawet nie próbowałam jej sprzedawać.
Nawet nie wiem w którym momencie wpadłam na pomysł jej przerobienia. Był to po prostu impuls. Może też dlatego, że miałam ją w planach po prostu wyrzucić, jednak szkoda było. Pomysł się zrodził w głowie dość szybko. W związku, że jest dużo tiulu, a jest on coraz bardziej modny na co dzień, to zrobię spódnicę z tiulu.
Przy rozpruwaniu jej chyba nic nie sprawiało mi tak ogromnej frajdy jak właśnie jej "niszczenie". Proste to to nie było. Wiedziałam, że jest te 5 warstw tiulu, ale nie miałam pojęcia w jakiej długości i sposobie są przyszyte. Cały jeden wieczór spędziłam na wypruwaniu tiulu w taki sposób aby do nie uszkodzić.
Już po wypruciu - przecież białej kiecki sobie nie zrobię. Więc postanowiłam ją zafarbować. W sklepach są gotowe i niedrogie barwniki do ubrań. Jak komuś się znudziła np biała bluzka może sobie ją spokojnie za 2 zł zafarbować na kolor jaki chce. Ja zakupiłam 2 opakowania "dzikiego różu" oraz "amarant"
Pierwsza opcja - czyli ta z instrukcji, czyli gotowanie w garnku przez godzinę materiału. Oczywiście przebrnęłam przez 5 gotowań, jednak efekt nie był zadowalający. Powstały plamy które były widoczne. Dobrze, że pozostawiłam sobie odrobinę amarantu. Postanowiłam następnego dnia zafarbować tiul w wannie. Jednak trzeba dobrze uważać i stosować rękawiczki gdyż barwnik silnie farbuje nawet skórę :)
Wcześniej przed farbowaniem, wyłożyłam wannę workami tak aby nie zafarbować wanny. Podgrzałam pozostałą część (której nie wylałam po farbowaniach w garnku) barwnika oraz dosypałam pozostałą część dolewając najgorętszej wody jaką znalazłam w kranie. W sumie wyszło jakbym kogoś zamordowała w wannie :)
Dzięki bogu, maczanie w ciepłej wodzie z dodatkiem octu pomogło mojemu tiulowi zafarbować się na malinowy róż.
Może się wydawać,że farbowanie jest ciężkie. Jednak cięższe było uszycie podszewki, którą dostałam dopiero w czwartek wieczorem. Postanowiłam uszyć całość z suwakiem,gdzie nigdy tego nie robiłam. Jest to trochę cięższe jednak wygląda dużo lepiej, aniżeli wszyta gumka.
Uszycie podszewki chyba trwało najdłużej. Później wszywanie poszczególnych warstw tiulu też zajęło trochę czasu, chociaż chyba dłużej trwało ustawienie jednej linii do wszywania.
Później tylko obcięcie tiulu i wszycie tasiemki - założyłam, że będzie ładniej i efektowniej, poza tym jak jest suwak i tasiemka to i guziczek musi być :)
Suknia w pierwowzorze wyglądała ot tak:
W planach mam jeszcze uszyć dużo skromniejszą spódnicę z koła ale z dzianiny wiskozowej. Także to by było na tyle w ten weekend :)
p.s. opalajcie się na balkonach :)