niedziela, 9 sierpnia 2015

pies

Co się dzieje jak mnie nie ma? Otóż byliśmy na wakacjach, oduczyłam się nadmiernego korzystania z komputera (dzięki bogu), no i... wzięliśmy psa ze schroniska, który skupia na sobie bardzo dużo uwagi przez co niektóre rzeczy spadły na dalszy tor. Chodził nam, w sumie głównie mi po głowie pomysł zakupu psa, jednak stwierdziliśmy, że w schroniskach jest tyle zwierząt, że właśnie stamtąd będzie nasz maluch. 

Sama wizyta w schronisku jest straszna. Tyle psów chciałoby iść z nami a my chętnie byśmy je uratowali. Jednak psiak musiał być w liczbie pojedynczej, do tego mały (ze względu na małe mieszkanie i rodziców suczkę-yorczkę z którą będzie się widywać najczęściej, no i ewentualnie będzie musiał z nimi zostać ). 

Po 2 dniach spacerowania w schronisku wybraliśmy psa. Bo, żeby nie było, nie ma czegoś takiego, że mówi się co się chce a później oni dają psa ładnie zapakowanego, wymytego i do tego zapas karmy na pół roku. Nie, nie. Trzeba spacerować między boksami, oglądać, i zdecydować się na konkretnego psa opatrzonego odpowiednim numerkiem, potem tylko z dwa spacery, opinia opiekuna czy pies albo my się nadajemy i można psa zabrać.
Nam się udało przebyć jeden spacer i otrzymaliśmy pozytywną opinię. Jednak zabrać psa mogliśmy dopiero pod koniec tygodnia ze względu, że został wykastrowany (obowiązek dla zwierząt dorosłych, po okresie kwarantanny). Tym sposobem od 3 tygodni jest z nami mieszaniec o imieniu Rudolf:




Z początku był bardzo spokojny, szybko się do nas przywiązał. Po tygodniu zabraliśmy go do rodziców na działkę aby mógł się wybiegać. Wtedy okazało się, że coś mu nie pasuje u mojego ojca, może to te siwe włosy(?). No ale ok. Prawdopodobnie mogło mu się coś przypomnieć po poprzednich właścicielach.

Mając go już 3 tygodnie mogę stwierdzić, że:
- mnie jako tako się słucha,
- M. też się słucha ale on za dużo mu pozwala (np. ja nauczyłam go zakazu włażenia na łóżko a M. mu zezwala bo... "wygląda tak słodko")
- zostaje sam w domu i nic nie niszczy, no może poza moim swetrem którego pozbawił wszystkich guzików,
- bezproblemowo jeździ samochodem,
- szybko się uczy, w ciągu jednego dnia udało mi się nauczyć go siadać/prosić :)
- niestety podczas zbytniego rozbrykania się potrafi być agresywny ale pracujemy nad tym (totalne olewanie psa i zakładanie za karę kagańca)
- ciężko jest jeśli widzi oboje nas po czym jedno idzie gdzieś a on to widzi, takie sytuacje zdarzają się poza domem,
- podchodzi do każdego psa ale tych większych boi się bo zaczyna warczeć, mniejsze bez problemu akceptuje,
- zaczął reagować na imię i na gwizdanie.



Jakbyśmy znali chociaż kawałek jego historii to byłoby nam łatwiej, w ten sposób wzięliśmy jedną wielką niespodziankę. Ale chociaż dobrze, że odpłaca się ona przywiązaniem i radością. Jednak nie wykluczamy, że będziemy musieli udać się do dobrego trenera-behawiorysty.


W związku z wielkimi zaległościami, nie wiem czy uda mi się je nadrobić. Od miesiąca jesteśmy w domu a mi po głowie chodzi post o naszych wakacjach, niestety są rzeczy ważne i ważniejsze ;)