wtorek, 5 kwietnia 2016

"Prawdziwych przyjaciół poznaje się ... "

No właśnie, kiedy się poznaje tych prawdziwych przyjaciół? W biedzie? Ją mam swoją opinię i mogę stwierdzić, że: 
Prawdziwych przyjaciół poznaje się .... przy awansie

Skąd taki pogląd? 
Od jakiś 2-3 tygodni wiedzialam, że moja dyrektorka zamierza mnie awansować na stanowisko menadżerskie, oczywiście przyjęłam propozycje pomimo całkowitego zrezygnowania z rozwijania się w księgowości, gdzie tak naprawdę już się nie rozwijałam tylko stałam w miejscu (o ile już nie zaczęłam się cofać w tym co robię). Jedyną rzeczą jaką musiałam zrobić to trzymać w tajemnicy swój awans. 
No i nawet mi się udało dotrzymać tajemnicy z czego jestem z siebie dumna. Jednak gdy o moim awansie dowiedziała się część współpracowników z którymi dotychczas prqcowawalam w tym koleżanka z którą naprawdę miałam dobry kontakt, przestała się do mnie odzywać. 
Ba! Owa koleżanka zaczęła mnie traktować jak powietrze. Część osób za plecami zaczęło obgadywać mnie, że co to było ukrywać i czemu to zrobiłam że nikomu nie powiedziałam a tym bardziej im. No i oczywiście pojawił się wzrok który zabija. Akurat na mnie nie działający bo na czarownice dużo rzeczy nie działa :)

A cóż z ową koleżanka prawie kiedyś przyjaciółka? Od pewnego czasu zaczęła się już mniej do mnie odzywać a odkąd wie o awansie to ni be ni me ni Kukuryku. Oczywiście nie pogratulowała, nie mówi mówi mi część a przechodząc obok zadziera głowę tak wysoko że żyrafa mogłaby jej pozazdrościć. O co chodzi to nie wiem. Może o podwyżkę, może o awans, może o niby "plecy" które mi to załatwiły? 
Prawda jest taka że może i dostałam podwyżkę ale wraz z nią wielki bagaż odpowiedzialności. 
Może i dostałam awans, ale mocno na niego pracowałam, to przez wszystkie dodatkowe rzeczy jakie bralam, siedziałam po godzinach i wykazywała się jak mogłam. 
Plecy?  Hahaha nie ma nic innego jsk twierdzenie że ktoś ma wtyki. Tak moja babcia z 30 lat temu pracowała w spółce powiązanej na kuchni i myślę że to mi pomogło. 

Chyba niektórych boli to, że ktoś potrafi się wykazać, poświęcić swój prywatny czas po to by coś w życiu osiągnąć. 

Tych co mnie olali -ich strata, pozostali przy mnie naprawdę dobrzy i życzliwi ludzie i to mnie najbardziej cieszy

piątek, 25 marca 2016

Wiosna - początek końca

Długo mnie nie było. 2 miesiące. Przez ten czas próbowałam sobie co nie co ułożyć w swojej głowie. Próbowałam odpowiedzieć sobie na pewne pytania, a głównie jedno - co ze mną jest nie tak. Wydaje mi się, że jeszcze nie odpowiedziałam sobie na niektóre pytania tak do końca w 100% ale z pewnością najbliższy czas poda mi na nie odpowiedzi. 
Ale od początku. 

Z początkiem roku postanowiłam odnowić relacje z kilkoma osobami, a raczej chciałam zobaczyć co się wydarzy. Odezwałam się do koleżanki z technikum i jednej z sąsiadek. Niby wszystko ok. Wymieniłam  z nimi kilka wiadomości, starałam się nie wchodzić w tematy których poruszać nie chcą. Ogólnie - bezpieczna taktyka "co u Ciebie słuchać, nie widzieliśmy się tyle lat". 

I jaki skutek był? 
Koleżanka z technikum - ni z gruszki ni z pietruszki przestała się odzywać. Zaczęłam się zastanawiać o co chodzi, przez myśl przeszło mi, że inna koleżanka z którą wcześniej odnowiłam kontakt i się obraziła nic nie napomknęła o mnie ale w końcu sobie darowałam. Przecież nie można kogoś zmuszać do utrzymywania kontaktów. 

Drugi przypadek - sąsiadka. Wszystko ok. Tematy bloku i jego okolicy były dość wyczerpujące, nawet się umówiliśmy na piwo, bo do nas nie chcieli przyjść. I skutek podobny. Pomimo, że się nie narzucałam byłam spokojna, to po spotkaniu amba fatima. Kilka razy sama się odzywałam co tam słychać ale przecież wiecznie nie mogę się tylko ja sama do kogoś odzywać, jeszcze ktoś może pomyśleć, że jestem natarczywa. Od 3 tygodni nie odzywam się i sąsiadka też milczy. 

Miałam chęć odezwać się jeszcze do koleżanki ze studiów, do kolegi z technikum, do brata, z tym ostatnim akurat się spotkaliśmy w sklepie, ale mam opory, a raczej przechodzi mnie strach przed kolejnym odrzuceniem. Odrzuceniem znajomości, odrzuceniem mnie jako człowieka. Wydaje się to błahe ale naprawdę jest to porządny cios. 

Ponad to w pracy zaczęłam ludzi obserwować, ochładzać z nimi stosunki, bardziej się zachowywać jako współpracownik niż jako dobry znajomy. Przestałam nadmiernie o sobie mówić, albo nie mówić wszystkiego. I ciekawe czy wiecie jaki był a raczej jest skutek? Większość uważa, że coś jest nie tak w moim związku (fakt było, ale to akurat jest inna bajka), poza tym z pewnością jestem chora bo mało się odzywam, były też reakcje prawie obrażenia się za to, że nic nie mówię :) Więc tak naprawdę sama nie wiem o co tym ludziom chodzi. 
Mówię - źle
Nie mówię - źle. 

Może naprawdę trafiam na tych mało fajnych ludzi, dla których bardziej się liczy swoje "ja" niż inny człowiek, a ten inny człowiek liczy się wyłącznie w przypadku gdy JA musi odnieść sukces i potrzebuje "jelenia" do wykorzystania go. 

Ale dość tego. Chyba musi nastąpić czas gdy muszę zacząć szukać znajomych którzy nie są interesowni w każdej znajomości, a po prostu chętnie się spotkają aby pogadać czy się pośmiać. Niedługo może się okazać, że moja lista znajomych zaktualizuje się i wyniesie mniejszą ilość osób ale to się okaże za pewien czas... 

A teraz pora wstać, otrząsnąć się i kroczyć małymi krokami do przodu by trafić na osoby które zasługują na moją sympatię. 

wtorek, 26 stycznia 2016

Sępowanie

Ciekawe czy ktoś z was spotkał się z taką sytuacją, a raczej z taką osobą która ciągle coś bierze ale nic od siebie nie daje i nie chodzi tu o uczucia czy pomoc innej osobie. Sprawa dotyczy częstowania się na przykład słodyczami. U mnie w pracy od pewnego czasu przełożona wykłada koło swojego biurka jakieś drobne słodycze typu ciastka, cukierki czy wafelki. Sama często do niej nie chodzę i nie biorę tych słodyczy bo uważam, że są to drobne przekąski dla osób które przychodzą załatwić jakąś sprawę. Jednak jakież było moje zdziwienie gdy z talerzyka znikło wszystko w ciągu godziny? Gdzie jest winowajca? A raczej jeden wielki Łasuch?

Zaczęłam przyglądać się kto podchodzi do biurka i kto odchodzi z ciasteczkiem. Co się okazało? Te łasuchy to są moi współpracownicy.

Żeby nie było też czasem sobie coś tam skubnę, albo raczej koleżanka mi podrzuci. Jednak są to ilości jednej sztuki na tydzień. No dobra czasem może2 sztuki na tydzień, ale są też  tygodnie gdzie w ogóle nic nie biorę. Ale jakbym brała większe ilości to bym miał wyrzuty sumienia że obżeram kogoś, a sama nic nie przynoszę. Jednak okazuje się że tylko ja mam takie "wyrzuty sumienia". Niewielka liczba osób podchodzi w ciągu dnia kilkanaście razy i podjada szefową do momentu aż talerzyk stanie się pusty. Nie wiem jak tak można, jednak jak widać można nawet nie mając jakichkolwiek skrupułów.

Żeby nie było te osoby nic nie przynoszą, no chyba że mają imieniny. Czyli raz do roku dadzą coś od siebie. Ale są też osoby co nic nie przynoszą, bo wychodzą z założenia, że po co...

Jak tam można, tak sępować? Chyba że to jest jakiś sposób na życie - najeść się za darmo, pokorzystać z czekoc itd itp...  Tak czxy inaczej ją bym tak nie potrafiła. 

piątek, 8 stycznia 2016

Być niewidzialnym

A jakby tak stać się niewidzialnym? Chociaż w połowie. Przestać o siebie mówić. Słuchać tylko innych. Ale samemu z siebie nic nie mówić. Wydaje mi die, że od pewnego czasu zaczęłam tak robić, zupełnie nieświadomie. Dlaczego? Mam wrażenie, że wiele osób które mnie znało i wiedziało co nieco o mnie zaczęło to wykorzystywać. Miałam wrażenie, że im więcej ktoś coś wiedział tym częściej to wykorzystywał. Niestety pod upadała moja psychika i moje samopoczucie lecz z pewnością ta druga osoba miała z tego dużą satysfakcję. Nie jest to fajne czuć się wykorzystanym, a ja niestety czuję się tak coraz częściej. Może jest to dla mnie szczęście w nieszczęściu że uświadamiam sobie to dużo później. 

Dlaczego ludzie czerpią tyle satysfakcji z czynienia innej osobie krzywdy? bo chyba tak to można nazwać.  Po kilku latach uświadomiłam sobie, że miałam super koleżankę w technikum. Przestałyśmy rozmawiać ze sobą. 

Dlaczego? dopiero kilka dni temu dotarło do mnie, że prawdopodobnie nie była to ani moja wina ani jej tylko tej trzeciej też niby koleżanki z którą postanowiłam kilka lat temu się spotkać.  Dziś uważam, że jest to osoba która nie potrafi cieszyć się ze szczęścia innej osoby. Szukała wyłącznie wad i negatywnych cech tej drugiej osoby. Dlaczego to nie może być takie proste jak naście lat temu, że ludzie cieszyli się ze szczęścia innych osób. Potrafili pomagać bezinteresownie. A teraz jak komuś się podwija noga to najlepiej jeszcze mi dokopać nam, bo dlaczego ktoś ma mieć lepiej niż ten ktoś? Jest to dla mnie chore. 

Niestety tych kilka lat prawdopodobnie całkowicie zatraciło wszystkie moje znajomości właśnie przez to, że byłam wobec innych szczera i nie ukrywałam swojej radości, czy cieszenia się z sukcesów innych. Jednak widać to nie jest cecha w obecnych czasach pozytywna. 

 Czy żałuję? Na pewno żałuję, ale czasu nie da się cofnąć. Mogę jedynie próbować odnowić znajomości tylko jak rozpoznać która osoba jest wobec mnie szczera ma dobre intencje od tej która chce  wyłącznie czerpać satysfakcję zrobienie mi krzywdy?

Związku z wyżej wymienionym powodem zaczęłam się zamykać sobie. Dziwnie brzmi, ale przestaje mówić o sobie i swoim życiu, tego co się wokół mnie dzieje,  bo czy to ma jakiś sens jeśli ktoś to wykorzysta?
 Chciałabym znaleźć taką bratnią duszę, która zrozumie, wysłucha czy pocieszy a ja zaoferuje jej to samo. Tylko czy taka osoba w ogóle istnieje? W moim otoczeniu widzę że  nie. W internecie a raczej gdzieś w Polsce i na świecie są osoby które są normalne, normalnie się zachowują, potrafią wysłuchać, doradzić czy porozmawiać nawet o największej głupocie i śmiać się z tego. 

Pracy mam takie zaufane trzy koleżanki którym mogę wiele powiedzieć. Tylko one wiedzą o tym, że postanawiam ze swoim M., że będziemy się starać o dziecko w tym bądź przyszłym roku. Jednak są do koleżanki z wydziału zupełnie innego niż mój. Zarówno ja im mówię szczere zdanie na jakiś temat tak samo one są szczere wobec mnie.  To właśnie z nimi wolałam się integrować po Wigilii niż z ludźmi z mojego wydziału, po prostu wiedziałam że są to normalni ludzie.