czwartek, 28 sierpnia 2014

Panieński

Zwykle zanim odbędzie się ślub zakochanych w sobie osób, świadkowie organizują wieczory - pożegnanie z obecnym beztroskim życiem. U Panów jest to wieczór kawalerski u Pań zaś wieczór panieński. Mniej więcej każdy wie jak to wygląda. Sama byłam na kilku takich wieczorach - oczywiście panieńskich. 

Wyglądały one ot tak - wszystkie dziewczyny zjeżdżały się do klubu, pubu czy innego miejsca. W tym owym miejscu następowały po sobie:
- jedzenie
- picie napojów rozluźniających
- wręczanie przyszłej Młodej drobnych prezentów
- taniec striptizera
- sprawdzanie Młodej czy się nadaje na żonę 
- no i wielka zabawa.
Ostatnio nawet byłam na nieco innym wieczorze. Wszystkie przygotowały coś do zjedzenia, Młoda miała w trakcie dnia sesję fotograficzną, wizytę w salonie masażu, zrobienie fryzury, makijażu aż po spotkanie nas na polu do paintball-a. Na koniec pojechałyśmy do mieszkania świadkowej, bawiłyśmy się do później nocy. Coś innego i miłego. 

Ale do rzeczy. Średnio na taki panieński składka wynosiła 70-120 zł w zależności od liczby dziewczyn i miejsca organizowania imprezy. Za niecały miesiąc wychodzi za mąż koleżanka co ją znam od urodzenia. W związku z tym świadkowa zaczęła organizować panieński. Lecz dzisiejszy mail od niej wybił mnie totalnie z wątku całego dnia. Głównie dlatego że składka jaką proponuje wynosi ok 170 zł (!!!). A co w niej ma być?
1) podobno tzw. "before" czyli po polskiemu - impreza w domu. W domu świadkowej. Każda z nas miała coś przynieść - lecz okazało się że chętnych razem ze mną są 3 dziewczyny na możliwych 9. Dodatkowo pomimo chęci zrobienia czegoś to oczywiście jeszcze trzeba się złożyć na alkohol, chipsy i zamówienie pizzy - czyli czegoś na ciepło
2) W trakcie tej imprezki mają być konkursy. Z czego jeden z nich to stworzenie "torebki" z "przydatnymi" rzeczami: wałek, dzwonek na sex, zupka chińska, świeczka, kadzidełka, kajdanki, dmuchany facet, .... oczywiście wszystko trzeba kupić (plus jakieś szarfy i opaski)
3) Kolejnym etapem jest przejazd limuzyną !! do klubu. Taka przyjemność jest strasznie droga. Ma być nas te 9 sztuk a przejazd to minimum 400 zł za godzinę. 
4) Klub - tam chcą jeszcze zarezerwować miejsce, jakieś żarcie i alkohol (znów) 
5) Ponad to wszystko wpadły owe dziewczyny na pomysł kupienia jej dodatkowo a raczej wręczenia vouchera - kuponu na zrobienie sobie tatuażu. Nie wiem na jaką kwotę ale z wrażenia zmierzyłam swój i 13x13 cm płaciłam 350 zł. 

Dużo rzeczy - wg mnie za dużo. Jak żarcie w domu to nie w klubie. Jak prezenty w trakcie konkursów to nie dodatkowe coś. itd. 

Naprawdę chciałam iść, ale teraz się waham. A raczej tylko 10% mnie chce iść. Jest to po prostu dla mnie za drogo. Gadałam z M., z mamą. - większość dziewczyn to bananowe dzieciaki. Nie są na swoim, ciągle u rodziców, nie mają kredytów, czynszów do płacenia czy głupiego prądu. Ja muszę się utrzymać sama, a wydanie w sumie na ślub, panieński i przygotowanie się do tego wszystkiego prawie 800 zł to po prostu przegięcie.
Oczywiście mam wybór. Ba... 
1) Iść na panieński wydać te przeklęte 170 zł (szlag wziął już zakup lampy do aparatu) no i w kopercie dać 100 zł
lub
2 ) NIE iść na panieński, zaoszczędzić 170 zł, które zamierzam dać dodatkowo w kopercie, gdzie obydwoje z tego skorzystają. 
ALE...
co powiedzieć później znajomej? Prawdę, że nie przyszłam bo nie było mnie stać? Że wolałam im oboje dać kasę? 
Mam mętlik... 

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Ważny jest człowiek

Nie zdążyłam jeszcze stworzyć wszystkich postów z wakacji ale nie jest to takie proste jakby się wydawało. Samo wrzucenie zdjęć nie jest sztuką. Sztuką jest opisanie każdego miejsca i tego co z niego najciekawszego zapamiętaliśmy. 

Jednak dziś chciałam o czymś innym. Czas leci nieubłaganie. Kiecki na wesele nie uszyłam. Dopiero dziś zaczęłam z koszulki robić próby górnej części sukienki - łatwo nie będzie. Ponadto, zostałam sama kilka dni w pracy więc mam więcej do pracy. 
Z góry przepraszam wszystkich bo będąc w pracy często czytałam nowe wpisy na telefonie jednak mój telefon coś zaczął szwankować i nie mam praktycznie możliwości ich czytania i komentowania, i właśnie przez to robią mi się takie duże zaległości. 

Ostatnio w pracy widuję mężczyznę, wiek ciężki do określenia. Może koło 40? Bardzo szczupły, chyba nawet szczuplejszy dużo ode mnie. Owy Pan sprząta okolice budynku, głównie zamiatając liście. Na "dzień dobry" odpowiada grzecznie i prawie z ukłonem. Jednak widać jakieś zmęczenie w tym człowieku. Cóż się okazało? Owy Pan jest bezdomny. Pomieszkiwał na dworcu jednym, drugim, w parku. Ktoś z pracy "przygarnął" owego człowieka i zatrudnił go u nas w firmie do takich właśnie prostych prac porządkowych. Jestem dumna z tego, że moja firma potrafi w bardzo prosty sposób pomóc innemu człowiekowi - co w obecnych czasach jest naprawdę trudne. Przypuszczamy z koleżankami, że ten człowiek nocuje w piwnicach budynku a i jedzenia też coś dostaje. Normalnie aż miło się robi, że daje się takim ludziom szansę - szansę aby mogli w jakiś sposób się powoli ustabilizować. Ponadto - widać, że ten człowiek dużo bardziej się stara sprzątając teren niż inny co robił to od niechcenia. 

Naprawdę miło mi się zrobiło na sercu, że pracuję w "korporacji" gdzie ważny jest człowiek. 

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Urlop - dzień 7 - Zamek Książ Laboratorium Arado

No i nastąpił półmetek naszego wyjazdu. W związku z tym postanowiliśmy się wybrać kawałek dalej - w okolice Wałbrzycha. Tym samym pojechaliśmy do Zamku Książ - czyli tego trzeciego w Polsce ;) Już na wstępie przywitał nas obrazkowy widok :) (jeszcze niebo mi podpasowało :D )
Co do wielkości się nie mylili - był ogromny. 


Wejściówka do tanich nie należała (40 zł za osobę) lecz w tej cenie było zwiedzanie z przewodnikiem. Szybko się okazało, że przewodnik - trochę starszy facet - wie o czym mówi. Opowiadał jakby sam się wychował w tym zamku i znał wiele jego tajemnic. 
Najważniejszą osobą związaną z samym zamkiem była księżna Daisy. Piękna kobieta, razem ze swoim mężem Janem Henrykiem XV oraz trzema synami mieszka w owym zamku. Czuła, że to było miejsce w którym mogła żyć. Nawet po rozwodzie po pewnym czasie z powrotem zamieszkała w zamku oraz w jego okolicy została pochowana. 


Wnętrza zachwycały swoim urokiem i pięknem. Sufity pięknie zdobione, ściany w materiałowych tapetach, ozdobne żyrandole, piękne meble i wiele innych. 


Salą która robi największe wrażenie jest sala kominowa nazywana również salą Maksymiliana. Jest to sal wysoka na dwa piętra, z bogatymi zdobieniami, chociaż oglądając fotografie przestawiające salę w czasach świetności to teraz jest tam naprawdę skromnie. 
 
We wspomnianej sali znajdują się dwa kominki naprzeciwko siebie. W sumie są to wielkie kominy zwieńczone balkonikami z przejść do pokojów. Nad dwoma głównymi wejściami po bokach wisiały kiedyś obrazy, dość spore bo szerokości ok 4 metrów na 5-7 metrów wysokości. Oczywiście wszystko zaginęło. 


Jak się pokrótce okazało - oryginalnych mebli było oczywiście niewiele. Pałac po 1945 roku został doszczętnie zniszczony przez Hitlera. A wszystkie ukazane sale były dokładnie odtwarzane aby ujrzeć ich garstkę piękna. 





Na wyższych piętrach sale nie są już tak bardzo zjawiskowe. Jedynie meble przypominają nam, że jest to zamek. Odtworzenie wszelkich szczegółów jest dość pracochłonne i drogie. 


Oczywiście są też podziemia zamku. Które kryją więcej tajemnic aniżelibyśmy myśleli. 


Wychodząc na zewnątrz przywitał nas piękny i dość obszerny park. Poniżej zdjęcie tylko jego kawałeczka. 
 

Zamek oczywiście przeszedł wiele. Pomimo tego wszystkiego udało się go jako tako odratować, nawet znalazł się wnuk księżnej Daisy, dziś ok 60-70 mężczyzna, jednak podczas wizyty w zamku podjął decyzję, że nie zamierza przejmować go we własne ręce, bo wie, że nie byłby w stanie utrzymać go w takim stanie jak to robi Gmina Walbrzych.
W czasach II wojny światowej Hitler postanowił użyć zamku jako swojej siedziby - wszystko przez to, że jeden z synów Daisy uciekł do Anglii. Tym samym został on gruntownie przebudowany. Zostały pozmieniane pomieszczenia, dorobione windy, większość kominków została zamurowana (obecnie czynnych jest ok 14 a w czasach świetności było ich około 200), balkony z sal zostały również zamurowane. Jednym słowem został zdemolowany. Istnieją nawet przypuszczenia, że jedna z sal mogła być słynną "Bursztynową Komnatą" ze względu na wymiary które są identyczne jak te które ona zajmowała. Człowiek nie jest w stanie sobie wyobrazić jak mógł wyglądać zamek po takiej demolce, jednak przechodziliśmy na wieżę widokową przez 4 i 5 piętro które nie są jeszcze w ogóle odnowione i doznaliśmy szoku. 
tutaj można obejrzeć jak naprawdę wyglądał i co zrobili. 
 

Jak widać, naprawdę dużo pieniędzy trzeba było władować w to aby przywrócić mniej więcej stan w jakim był utrzymany zamek. 
Jednak demolka to jedno. Hitler jak wcześniej wspomniałam chciał zrobić z niego swoją główną siedzibę, miał być on w centralnym miejscu jego rzeszy (można sobie wyobrazić jakie miał plany - przy okazji polecam obejrzeć film "Upadek"). Dlatego też był on przebudowywany, tak aby był bezpieczny i mógł się Fuhrer uchronić przed jakimiś atakami. Weszliśmy tylko do części podziemi jakie nam pokazano - podobno reszta jest zasypana i nieczynna. Przewodnik pokazał nam "czarne schody" które prowadziły z zamku i szły jeszcze niżej niż my staliśmy. 


Wiedzieliśmy, że przewodnik wie dużo, wie więcej ale nie mówi, dlatego też zaczęliśmy z nim rozmawiać - też dlatego, że wcześniej M. wyczytał, że są podobno olbrzymie podziemia zamku. No i prawdopodobnie są ale wszelkie dokumenty potrzebne do odgruzowania tuneli są notorycznie odrzucane - bardzo prawdopodobne, że ujawnienie jakichkolwiek dokumentów mogłoby zmienić nawet historię (!). 
Ponadto, część (niewielka) podziemi została przekazana P.A.N. gdzie prowadzą bardzo ważne badania geologiczne i nie jest możliwe wejście do podziemi (aby sforsować wejście - trzeba by pokonać 3 czy 5 par drzwi). Ciekawe nie? :) Pisać o tym co się dowiedzieliśmy prywatnie od przewodnika można by pisać i pisać. Ale może pozostawię garstkę tajemnicy ;)


Jak już zaczęliśmy zabawę z Hitlerem to udaliśmy się do Kamiennej Góry - Tajnego Laboratorium Hitlera. Niby sztolnia, jak każda ale.... 


szybko się okazało, że w tej wycieczce jest scenariusz. Na samym początku zostaliśmy "przeszkoleni" przez "wojskowego" ;) Byliśmy Polskimi robotnikami idącymi kopać dalej tunele tym samym musieliśmy uciekać przed Niemcami a jak już nas złapali to kombinować ile się dało ;)

Klimat był świetny. My oczywiście się ubawiliśmy i uśmialiśmy. Jednak dzieci nieprzygotowane płakały i uciekały.  
W pewnym momencie została wytypowana jako "Agent Gosia" do sprawdzenia terenu czy nie ma wroga i czy nie ma min na drodze. Dało mi to świetną drogę do zrobienia zdjęć :)


Oczywiście nie obyło się bez złapania nas przez Niemca, który skoczył do mojego M i zaczął wykrzykiwać "Papiren". Na co mój w pełni uhahany po pachy - "Nie mam ale mam paszport Polsatu"  :D

Całe laboratorium było po to aby tworzyć prototyp bombowca Arado (stąd też nazwa), który faktycznie powstał. W połowie wycieczki, zaczął chłopak opowiadać o broni, ukazywanej w "niemieckich skrzynkach"




Sam mój stwierdził "trochę tego mają" i oczywiście był w siódmym niebie. Faktycznie całość była świetnie przygotowana. 

 Chyba była to najprzyjemniejsza oraz najbardziej wesoła (jak dla nas) wycieczka po sztolni. Nie było się do czego przyczepić. Był Niemiec, repliki broni, błoto, woda, chłód, fajna historia i najważniejsze - coś czego nie da się tak łatwo zapomnieć :)


Po całym dniu zaczęliśmy grzebać w internecie i szukać informacji o Hitlerze i jego działaniach na Dolnym Śląsku. To co znaleźliśmy... Naprawdę miał ogromne plany, jak i to co zrobił dziwnym trafem nagle po prostu zniknęło... Może kiedyś powrócimy tutaj i ponownie będziemy odkrywać tajemnice jakie skrywają podziemia... :) 

Urlop - dzień 6 - Park Miniatur Dolnego Śląska, sztolnia w Kowarach, Huta Szkła

Wakacje zaklepaliśmy dość wcześnie, bodajże była to druga połowa lutego. Oczywiście było to celowe i dość spontaniczne. Spontaniczne to wiadomo, obydwoje jesteśmy tacy. A czemu celowe? Jak się wykupiło wczasy do końca lutego to w cenie jako gratis była wycieczka. Tak więc organizacja jednego dnia nam odpadła w zupełności. Jednak owy gratis można różnie rozumieć. Za wejścia musieliśmy osobno zapłacić, jednak kwota ta była o około połowę niższa, więc zaoszczędziliśmy. Transport mieliśmy zagwarantowany no i przewodnik również był zaklepany. A to już dużo. 
Pogoda tego dnia nam zbytnio nie dopisała. Od rana padał deszcz. Więc bez szału. Pierwszym miejscem był Park Miniatur Dolnego Śląska w Kowarach. Świetne miejsce. Wszystkie budowle były w skali 1:25, wyjątkiem była śnieżka wykonana w skali 1:50.


Przy każdym wykonanym zabytku dopracowano wszystko jak się tylko da. Nawet ludzie byli ;)


W parku znajdowały się, pałace, zamki, schroniska, kościoły, wszystko to co warto zobaczyć jak się jest na Dolnym Śląsku. 


Zadbano nawet o to aby rośliny były w tych samych miejscach co w oryginalnych budowlach. Np. poniżej zwiedzany dzień wcześniej Zamek Chojnik, gdzie drzewo jakim się zachwycałam zostało zastąpione mini iglakiem :)


Poniżej Schronisko Szwajcarka w górach Sokolich, którego niestety na bardziej nasilający się deszcz nie zwiedziliśmy. Co ciekawsze czemu są kamienie na dachu? W oryginale podobno też są i służą one... do tego aby nie zdmuchnął silny wiatr dachu ;)


Natomiast ciekawostką w kościele w Mysłakowicach jest wkomponowanie w wejściu dwóch oraz w wewnątrz jednej - kolumn z Pompei, które zostały darowane przez króla Neapolu. 


Detale naprawdę zaskakiwały. Każda sztuka była podobno wykonywana osobno, wszystko ręcznie. Zwykle zrobienie jednej budowli zajmuje około dwóch lat normalnej pracy - 8 godzin dziennie. 


Naprawdę trzeba byłoby obejrzeć każdy pałacyk osobno aby móc podziwiać jego piękno.

Pałac Moszna

Pałac w Mysłakowicach

Jednym z większych budynków jest Bazylika MNIEJSZA w Krzeszowie. Sprubójcie sobie wyobrazić jej rzeczywistą wielkość jeśli przy takiej miniaturze nawet mnie duuuużo przewyższała ;)


"12 Apostołów"

Ratusz we Wrocławiu

Schronisko Samotnia

Schronisko - Strzecha Akademicka

Zamek Czocha
Tutaj trzeci spośród największych zamków w Polsce. Pierwszym jest Malbork, drugi Wawel a trzeci właśnie Zamek Książ. Oczywiście byliśmy w nim kilka dni później.


Teren parku zachwyca, jest dużo miejsca, wszystko zrobione dokładnie i starannie. Żałuję tylko, że padał deszcz i nie mogłam się poczołgać aby zrobić ciekawsze zdjęcia. 
Drugim punktem wycieczki była Kopalnia Uranu w Kowarach "Liczyrzepa". Cena biletu też w grupie zupełnie inna niż przy indywidualnym wejściu, ponad to przy chęci fotografowania należy wykupić zezwolenie - nam się udało dzięki przewodnikowi za darmo cykać :)


We wszystkich sztolniach temperatura wynosi ok 8 stopni oraz wilgotność jest na poziomie ponad 90%., co sprawia, że jest przenikliwie zimno. Zanim przeszliśmy do ciekawszych informacji i prezentacji, mogliśmy podziwiać za szybą (wybrudzoną jakby ktoś się do niej przykleił i całą obślinił) kamieni i minerałów nie tylko z Polski. 


No i .... w tym oto ciemnym pasku znajduje się podobno Uran. Wydobycie w owej kopalni było jednym z najwyższych. Potrafiono wydobyć z 1 tony około 2 kg tego surowca, dla porównania obecnie w USA wydobywa się ok 200 dkg z 1 tony.


Wiele przejść było zamkniętych, bądź zawalonych, jednak człowieka korci aby przejść dalej. 


Na tym zdjęciu w oddali widać jak pojawia się mgła z różnicy temperatur. 


W końcowym momencie był chodnik wyłożony drewnem, przechodząc przez niego czuło się jakby było się w lesie gdzie świeżo spadł deszcz. Dla nas może to frajda. Dla górników wchodząc był to chodnik do ciężkiego dnia pracy. Wychodząc zaś - do wolności i powrotu do rodziny.


Wychodząc ze Sztolni złapał nas sporawy deszcz. Zanim wszyscy przeszliśmy do autokaru to byliśmy mokrzy od stóp do głów. Dlatego też zrezygnowaliśmy z wybrania się do Schroniska - Szklarki. W to miejsce została nam zorganizowana wycieczka do Małej Huty Szkła w Szklarskiej Porębie, gdzie ręcznie wytwarza się cuda ze szkła. Klika takich dzieł zostało nam pokazanych jak się robi. 
Tym samym ze zwykłej kulki....(Mój M stwierdził, że będzie to ślimak ;))


...wyszedł kotek...


....a z innej piesek.


Jedną rzecz wykonała jedna z uczestniczek wycieczki. Oczywiście dostała wcześniej ok 5 minutową instrukcję co i jak aby sobie nie zrobić krzywdy. 


No i finalnie wyszedł kwiatek. Jednak Nie otrzymała tego który wykonywała. Szkło po takich rozciągnięciach musi leżeć w piecu jeszcze około 12 godzin. 


Jak dla nas:
- świetnie spędzony dzień
- super przewodnik, który naprawdę wiedział co mówi
- miłe towarzystwo z Ostrowa Wlkp. ;)