czwartek, 27 lutego 2014

W pracy może być wesoło

Jako, że pracuję w "mrowisku" jest nas sporo. Im nas więcej tym głośniej, więcej gadania, więcej śmiechu. Czasem tylko przychodzi pani Dyrektor i nas ucisza. Chociaż sama ostatnio stwierdziła, że nie wiedziała kogo uciszać bo zachowujemy się jak włoska rodzina :) Jesteśmy największym wydziałem, który dzieli się jeszcze na 3 mniejsze. Ale tak czy inaczej zachowujemy się jak jedność. Chyba jako jedyni. W innych działach niestety tak nie ma. 

Wszyscy siedzimy na samym końcu korytarza. Dość długiego korytarza. Bywa tak, że słychać nas na drugim jego końcu. Pół wydziału to osoby pracujące już jakiś czas, drugie pół to "świeżynki" (czyli między innymi ja). Jednak nikomu nie przeszkadza to w komunikowaniu się w jakiejkolwiek sprawie. Wszyscy jesteśmy na "TY". W związku z tym praktycznie codziennie mamy solidną dawkę śmiechu. Jest nas kilka osób, pozytywnie nastawionych, robiących czasem tak zwane głupoty aby się odmóżdżyć. Nawet nasza naczelniczka (Mariola) zaczyna coraz częściej żartować sobie z nami.
Tak czy inaczej - ktoś zawsze coś powie, że jest śmiech na całą salę. Czy to rozmowa z kontrahentem, innym pracownikiem, rodziną czy znajomym. Siedząc koło siebie nie ma możliwości aby nie podsłuchać rozmowy. 

Postanowiłam podzielić się kilkoma ostatnimi luźnymi rozmowami jakie się u nas potoczyły 

Aga: Wyobraź sobie, że byłam ostatnio u dentysty, z tym zębem co tydzień chodziłam, patrzę, bierze telefon, myślałam jak każdy, że chce wyciszyć dzwonek albo smsa przeczytać, a on bierze, włącza latarkę i świeci mi do buzi. Więc oni nawet już teraz takich latareczek nie używają, tylko świecą Ci telefonem w buzi
Ja: A nie parsknęłaś śmiechem? bo ja to z pewnością bym to uczyniła
Aga: No chciałam, ale miałam pewne problemy jak mi grzebał w buzi. 

Mariola: Muszę lecieć bo pies czeka w domu a Kamila (córka) dłużej dziś zostaje w pracy.
Bożena: Mariola, bo ty tego psa powinnaś wziąć tutaj do nas. Miałby z nami świetnie, wygłaskany by był, najedzony. A ty idąc na fajka byś mówiła, że z psem poszłaś. 

W związku z powyższym tekstem często jak ktoś do nas wchodzi i pyta "gdzie Mariola".  To odpowiedź zwykle brzmi "no jak to gdzie, z psem poszła" :)

Aga (był problem butów córki w szkole - okazało się, że ktoś ma identyczne): Jak to jakie miała buty, te co zwykle
Mąż: No ale jakie?
Aga: Te takie różowe.
Mąż: Ale są dwie pary.
Aga: Jak to dwie pary?
Mąż: No dwie pary
Aga: Ale chyba nie są identyczne, muszą się czymś różnić. 
Mąż: Ale są identyczne, niczym się nie różnią
Aga: No nie możliwe. Obie są różowe?
Mąż: Są różowe
Aga: To te Patki miały sznurówki do połowy tylko. 
Mąż: Obie pary mają sznurówki tylko do połowy
Aga: to zobacz rozmiar, ona nosi przecież nietypowe bo duże, powinny być 37
Mąż: Obie są 37. 
Aga: Od dołu powinna być data produkcji chyba kupowaliśmy je w zeszłym roku
Mąż: Nie ma nic takiego
Aga: No ale to nie możliwe. (chwilę myśli) Daj mi do telefonu Patkę. Patunia, słuchaj, załóż jedne buty, przejdź się kawałek, zdejmij je i załóż drugie, te w których będzie Ci wygodniej to załóż do domu. Bo te Twoje powinny być już ładne do nóżki ułożone, a teraz daj mi tatusia. (nie wytrzymałam i po 10 minutach jej rozmowy zaczęłam się śmiać). Słuchaj ona przymierzy zaraz dwie pary butów (Agnieszka widzi mój śmiech i sama się zaczyna z tego śmiać) i te w których jej będzie wygodniej to idźcie do domu. (...)

Bożena - lubi śpiewać, udawać kozę, psa, i inne zwierzęta. Często jak kogoś dłużej nie słyszy to jest tekst np do mnie "Mała daj głos" :)

Ja: Wiesz ten Piotrek.
Aga: Jaki Piotrek?
Ja: No ten Mączka, Szymanowska :)

Ostatnio Agnieszka dostaje od innych użytkowników takie nazwy jak "majl z dnia.." bądź "proszę przekazać wszystkim koleżanką i kolegą"

A dzisiejszą kulminacją był Michał (siedzi naprzeciwko mnie) który jest dość pedantyczny. Tak więc 
"Michał w poszukiwaniu premii"

W sumie musiałabym codziennie spisywać teksty jakie u nas się pojawiają. Jest ich naprawdę sporo. Ale to jest dobry moment, aby oderwać oczy od komputera i trochę się pośmiać i pogadać :) A co najważniejsze - lubimy ze sobą spędzać czas :) 

A w związku z tłustym czwartkiem, wczoraj pichciłam faworki, było ich w sumie 230 sztuk :) zaniosłam sporo do pracy, mój M. też zabrał, dostała też mamuśka. Tym co odwiedzają - smacznego pączka i faworka :)

poniedziałek, 17 lutego 2014

Chusta

Chusta. Zaczęłam ją robić 26 stycznia. Roboty kawałek aby uzyskać odpowiedni efekt. Im dalej robiłam tym było coraz dłużej i mniejszy efekt było widać. Ale w końcu się udało. 
Zużyte trzy motki włóczki i z połowa czwartego. W sumie jakieś 1500 metrów - prawie jak maraton tyle, że wykonany na palcach głównie wskazujących :) 
Wymiary jakie mi wyszły to rozpiętość ok 190 cm i ok 100 cm długości. W sumie wyglądam trochę jak skrzat w tej chuście, ale zależało mi aby była dłuższa i była na zakrycie się przed chłodem a nie na ozdobę. 
No i to co najważniejsze - prezentuje się następująco :)






p.s. w sumie jestem zadowolona bo spontanicznie (chyba wszystko u nas się dzieje na spontanie... samo mieszkanie kupowałam całe 3 dni :P) zaplanowaliśmy wyjazd. Wyjazd wakacyjny, baaa urlop, na którym ostatnio byłam 5 lat temu. Jestem szczęśliwa :). Spędzimy dwa tygodnie w... Karpaczu i okolicy. Już czuję ten klimat, to powietrze. I już planuje zakupić sprzęt do zdjęć aby wyszły wspaniałe - wspaniałe pamiątki :) Ale na wpisy o urlopie będzie trzeba poczekać równo pół roku :)

wtorek, 11 lutego 2014

Usiedzieć w miejscu niełatwa sprawa

Po ostatniej naszej wycieczce do Modlina przywiozłam ze sobą małe przeziębienie. W sumie nie tak małe bo ze względu na dość złe samopoczucie musiałam w pracy wziąć dzień wolny. Teraz, po tygodniu wiem, ze nie powinien to być jeden dzień ale co najmniej 2-3 dni. Ale ze ja pracoholik to polazłam do pracy i tak od tygodnia chodzi za mną katar, kaszel i ból głowy. Staram się walczyć i normalnie funkcjonować, ale przychodzi taki dzień ze czuje się jakby czołg po mnie przejechał (w sumie to ten mój się interesuje militariami więc jakoś jest to powiązane) ;)

W weekend już poczułam się trochę lepiej. I szybka decyzja - jedziemy z rodzicami lubego do jego brata i dziewuchy - kupili dom i zaczynają go wykańczać. Pomimo ze sami mieszkanie wykańczaliśmy 9 miesięcy to chętnie jeżdżę w takie miejsca. Sama chciałabym kiedyś wykończyć dom. Dom w którym zamieszkam... może kiedyś będzie mi to dane.
Zaleta położenia domu jest wieś, cisza, spokój, las, zwierzęta gdzieś tam chodzące... zauważyłam, że z wiekiem ze taka cisza mnie bardzo pozytywnie nastraja i ląduje energia. Wybraliśmy się do małego lasku graniczącego z ich działką, tak sobie pochodzić, ja oczywiście pod pachą z aparatem a Marecki z łopatą i wykrywaczem. Wychodząc jego brat zażartował sobie "jak już idziecie w ten las to przynieście drewna bo się skończyło". No i przynieśliśmy im drewna do kominka na jakieś 2-3 tygodnie, ich mina bezcenna :)  




W sumie wróciliśmy dopiero pod wieczór. Zahaczyliśmy jeszcze do dwóch LM* po doniczki do dwóch dracen, które kupiłam w Kauflandzie (wcześniej się zarzekałam że kwiatów nie będzie bo w poprzednim mieszkaniu nic mi nie chciało rosnąć a tutaj wszystko rośnie jak szalone) i oczywiście dwie duże doniczki plus nasiona kwiatów i ziemie, tym razem na balkon (zawsze marzył mi się piękny, pełen kwiatów balkon). Mój Marek twierdzi ze nie jestem normalna :) w sumie sama nie wiem czemu :)
Od lewej: Zamia, Dracena, Skrzydłokwiat, Dracena, Cebulki Hiacyntów 

W długich doniczkach są w większości warzywa i przyprawy: jarmuż, brukselka, koperek, szczypiorek, bazylia.
W Dolnej kwadratowej jest czosnek niedźwiedzi. 
Natomiast w dwóch pozostałych są kwiaty.

Kolejne doniczki z kwiatami, jednym z nich jest kocimiętka odstraszająca komary (jest ich u nas pełno). Jest też mieszanka kwiatów i groszek pachnący.

A tutaj słynna rzodkiewka :) 

Zanim wróciliśmy do domu to jeszcze pojechaliśmy do ciotki na jej spóźnione urodziny. A nie byle jakie bo okrągłe 50. Ciotka jest taka trochę przyszywana. Jest to koleżanka mojej mamy jeszcze z podstawówki. Lecz jest mi czasem dużo bliższa niż rodzina. Wychowałam się przy niej, z jej synem - uważanym prawie za brata. Więc nie wypadało nie przyjechać chociaż na tą herbatę.

W sumie lataliśmy tak od 8 do 23... no i w niedziele jeszcze urodziny chrzestnego dobiły już moje zdrowie kompletnie...

No ale jak można siedzieć bezczynnie w domu jak za oknem prawie wiosenna pogoda z pięknym słońcem ? Po prostu się nie da. Nie ma takich możliwości :) 

P.s. chyba w końcu znaleźliśmy mebel jaka chcielibyśmy mieć/posiadać na balkonie, oczywiście to tylko wzór bo wykonać ja zamierzamy sami :) Ponadto w owej sofie ma być pojemnik pod siedziskiem na różne duperelki typu doniczki, ziemia, wiaderka

* - Leroy Merlin

poniedziałek, 3 lutego 2014

Twierdza Modlin cz. I

Północny mur obronny samej Twierdzy Modlin

W minioną sobotę wpadłam na pomysł aby wybrać się do Twierdzy Modlin. W sumie już kilka razy planowaliśmy ale zawsze było coś innego. Tak czy inaczej Twierdza nas cały czas ciągnęła aby do niej pojechać, aż tak daleko nie mamy, ale zwykle co najbliżej to najtrudniej tam dojechać. Ale w końcu podjęłam decyzję, że sobotę rezerwujemy na "małe łażenie". Oczywiście chodzenie w zimie a w lecie jest zupełnie inne. Raz że lżej jest człowiek ubrany, dwa, nie trzeba po kolana grząźć w śniegu i nie wszędzie dotrzeć, a trzy - ręce nie marzną, co zauważyłam po ostrości niektórych zdjęć. No, ale mam nadzieję, że to przebolejecie - oczywiście tą nieostrość. 

Samo trafienie na jakieś zabudowania/ruiny było nie lada wyzwaniem. Ale po małym krążeniu po okolicy w końcu trafiliśmy. Trafiliśmy na Redutę Napoleona. Jedna z najstarszych budowli na terenie wokół Twierdzy. Z tego co podaję źródła, powstała ok 1807 r. (!)
Po prawej część Reduty Napoleona, a po lewo mój Potwór ;)

Wokoło niej był kompleks tzw. Działobitni. Już po samym spacerze wokół i częściowo w środku, można uznać, że są to pomieszczenia, schrony, po prostu kompleks pomieszczeń dobrze zorganizowany (i ukryty), obstawiam też, że samowystarczalny. 
Główne wejście do Działobitni. 

Zauważyliśmy, że większość budynków - tych w lepszym stanie, są normalnie użytkowane przez ludzi. Nie wiem co mają tam, może garaż, jakąś piwnice, schowek. Tak czy inaczej, widać, że są one używane, co nas miło zaskoczyło, gdyż budynki należą do całego kompleksu zabytkowego. 

Zachowały się nawet numeracje budynków 

Z przodu widoczny budynek a z góry... budynku nie ma 
  
Infrastruktura pomimo swoich lat jest nawet dobrze zachowana.

Kiedyś robili z porządnych materiałów choćby okienka nad drzwiami - nawet nie zardzewiały mimo upływu aż tylu lat
Prawdopodobnie jest to część zniszczeń odniesionych podczas obrony z 1939 r.

Jeden z budynków dość mocno zniszczony przez wielokrotne podpalenia - ale - stoi

Niestety warunki pogodowe (śnieg) nie pozwolił nam na dokładniejsze zwiedzanie. Może też przez to, że nie do końca wiedzieliśmy co może na nas czekać w ziemi (np. jakaś tak zwana "dziura"). Bynajmniej - na pewno tam wrócimy jak będzie cieplej, no i dodatkowo zaopatrzeni w dobre latarki no i może jakiś znajomych ;)

Szereg pomieszczeń do których mieliśmy ochotę wejść 

Następnie udaliśmy się w kierunku samej Twierdzy. To co nam się ukazało oczom, naprawdę jest nie do opisania. 
Północna strona murów obronnych Twierdzy Modlin

Jest to budynek bez końca. Ile pracy trzeba było aby go wybudować to sobie nawet nie jesteśmy w stanie wyobrazić. Oczywiście im dalej szliśmy, tym się okazywało że potrafił mieć z pewnością 3 piętra w dół, a czy więcej? Wzdłuż Północnych murów przeszliśmy w tą i  z powrotem ok 3 km. Mury jak twierdzą źródła - są jednym z najdłuższych budynków koszarowych w Europie. Całość ma 2250m  - żałujemy że nie udało nam się przejść w około całej. 

Idąc jednak spacerem przez śnieg udało nam się napotkać inne "zabudowania", które zachowały się w dość dobrym stanie.
Brama Ks. J. Poniatowskiego (Wrota Michajłowskie)

Brama ks. J. Poniatowskiego nawet brała udział w filmach - "CK Dezerterzy". Wybudowana w pięknych latach - 1837 r. - nazywana do 1918 jako "Wrota Michajłowskie"
i znów zachowane starodawne elementy, nawet się zastanawialiśmy czy brama też jest z "tamtych" czasów 

Idąc dalej napotkaliśmy prochownię.
Oznaczenia sprzed wieku? 

Brakowało nam latarek aby wleźć do środka 

Wielkość zawiasów w drzwiach - zaskakująca 

Nawet w środku bywał porządek. 

Wnętrze jednej z prochowni 


Prawdopodobnie Brama Północy

Widok na plac wewnątrz murów obronnych - koszar. To "okrągłe" to Wieża Wschodnia Biała 

 Z tego co mogliśmy przejrzeć na mapkach turystycznych to nawet nie obejrzeliśmy 1/4 wszystkiego. Pewnie na późną wiosnę/wczesne lato "zaatakujemy" ponownie Twierdzę, aby lepiej pozwiedzać wszystko co w niej się znajduje. Ponadto planujemy odwiedzić każde z miejsc - fortów Twierdzy Warszawa ;)
Tak więc zwiedzania jest trochę przed nami.

Jeszcze wcześniej nie wspominałam, że z 1,5 roku temu wybraliśmy się aby ujrzeć na własne oczy Spichlerz Zbożowy który znajduje się naprzeciw samej Twierdzy. To, że szliśmy w 40 stopniowym upale, totalnie nieprzygotowani (standardowo - spontan), w chmarze komarów...to nic... widok zrekompensował nam wszystko co możliwe :)
Połowa Spichlerza, Wschodnia część, Zachodnia uległa zniszczeniu. 

Więc teraz czekamy na cieplejsze dni. A ja w sumie na zdrowie, bo chyba przez to łażenie z lekka się przeziębiłam.