niedziela, 24 maja 2015

Mąż czy nie mąż

Nie, nie chodzi tutaj o serial jaki jest emitowany w niedzielę. 

Jest małżeństwo. Już z nawet pokaźnym stażem - około 10 lat. Dwójka dzieci. Więc można powiedzieć, że fundamenty małżeństwa są dość porządnie podmurowane. A jednak sama się dopatrzyłam w ostatnim czasie małej niedogodności, dziury do piwnicy czy jak to można inaczej nazwać. 

Po tych 10 latach mąż nadal:
- nie wie co dzieci jedzą, 
- nie wie gdzie leżą skarpetki, 
- nie wie w co dzieci ubrać,
- nie wie co lubi żona,
- nie wie co lubią dzieci,
- nie wie ile płacą czynszu,
- nie wie jaka jest np.rata kredytu,
itd.

Wydawało mi się oczywiste, że jak się razem przebywa to się o sobie wie wszystko, no prawie wszystko, a tu taka niespodzianka. Zastanawiałam się nad tym z czego to może wynikać, bo małżeństwo wygląda na dość udane. I do jakich wniosków doszłam?

Wydaje mi się, że facetowi jest wygodniej jak czegoś nie wie bo kobita za niego resztę rzeczy zrobi. Nie musi się męczyć, Nie musi wysłuchiwać stękań kobiety, że zrobił źle czy niedokładnie. Poza tym kobieta sama przyzwyczaiła go do tego, że wszystko za niego robi. Czyli "matka polka" która jest kurą domową plus normalna praca zarobkowa, kiedy on tylko pracuje i praca jest najbardziej dla niego wyczerpująca. Tylko czy takie wyręczanie kogoś jest naprawdę dobre?

Jakbym sama miała faceta, co nie wie gdzie jest szklanka, a to ręcznik a może jego majtki i by do mnie wydzwaniał non stop to bym dostała bzika. Szybko bym go pogoniła. Bo przecież, czemu to kobieta ma wykonywać wszystkie prace domowe? Czemu facet nie może jej pomóc bez żadnych oporów? Gospodarstwo domowe to przecież pewnego rodzaju wspólnota dwóch ludzi - lub jak pojawiają się dzieci to trochę więcej i obowiązki wykonywać powinni po równo. Albo jeśli nawet nie po równo to mężczyzna powinien w części prac kobietę wyręczać lub jej pomagać a nie zwalać na jej barki całej odpowiedzialności za dom. 

Facet który właśnie myśli, że najważniejsze to to, że poszedł do pracy i z niej wrócił a kobieta musi jeszcze tyrać w domu to nie mąż. Nawet nie wspominając o tym, że prawdziwy mąż czy partner powinien wiedzieć gdzie co jest, ile się za co płaci, czy jaki rozmiar majtek nosi żona/partnerka. Jednak małżeństwa które nie wiedzą tych podstawowych rzeczy to czy to są naprawdę udane małżeństwa? Zapewne jeśli jednej i drugiej stronie to odpowiada to pewnie tak. Ale z drugiej strony - czy za kolejne 10 lat nie będzie to już zbytnio męczące? takie wypytywanie... 

6 komentarzy:

  1. Mogę tak szczerze? trochę wulgarnie?
    A bo to taka pizda nie facet...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, że nie jestem w stanie do końca ogarnąć tej sytuacji. Nawet ubranie jej w słowa trochę mi czasu zajęło, a ujęłam chyba tylko ułameczek. Koleś naprawdę fajny miły, jak ona była w szpitalu to potrafił ogarnąć wszystko od a do z, łącznie z imprezą urodzinową dzieciaków, ale na co dzień....

      Usuń
  2. A twój facet?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój facet jest o wiele bardziej samodzielny. Wie co lubię, wie jak się używa odkurzacza, mopa, czy ścierki do kurzu, wie co lubię, jedzenie, kwiaty, wie jakie lubię perfumy, jaki mam kolor oczu, wie ile płacimy czynszu, prądu czy internetu, wie jak stoimy z finansami na "krytyczne dni" czyli blisko pensji, wie jakie mam hobby - w którym mnie wspiera i inne. Wszystko to czego nie wiedział mój były mąż i z pewnością gdybym miała po raz kolejny podejmować decyzję o rozwodzie z pewnością bym to zrobiła - bo w domu potrzebny jest facet a nie marionetka.Oczywiście każdy z nich udaje, że nie wie gdzie coś leży ale po to aby się z nami droczyć. Jednak droczenie się a niewiedza to dwie różne rzeczy. Jak dla mnie kobieta nie ma obowiązku odpowiadać za: pracę zawodową, dzieci, dom i jego ogarnięcie, finanse itd, a facet tylko za pracę zawodową. Jest równouprawnienie i rola facetów jak dla mnie zmieniła się i powinni każdej kobiecie pomagać bo sorry ale supermenkami nie jesteśmy aby wszystko same ogarniać.

      Usuń
  3. Rozwódka... ocenia małżeństwo z dziesięcioletnim doświadczeniem? A co na to sama "wykorzystywana" mężatka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czemu jako rozwódka nie mam prawa czegoś osądzać? Nie udało się w małżeństwie i wyszłam z tego "bagna". Małżeństwo to nie podpisanie cyrografu z diabłem, poza tym z ów mężem byłam 7 lat więc nie małżeństwo wystawia świadectwo a sam fakt poznania człowieka, bo można nie być małżeństwem i znać się jak łyse konie a można być małżeństwem 40 lat i nie znać się zupełnie. Post odnosił się do moich odczuć, że sama bym tak nie chciała i nie dała się tak "wykorzystywać", ale są małżeństwa gdzie obydwu stronom taki układ pasuje i idealnie się w nim sprawdzają. To co tutaj zamieszczam to są moje przemyślenia a nie osądzanie osób które w danej sytuacji są i co one same czują. Są związki że to ona - jak w poście - trzyma pieczę nad całym domem, co mi samej by nie odpowiadało. Są związki gdzie to on góruje, a ona posłusznie skula ogon i robi lub nie robi nic jak niewolnica - też by mi coś takiego nie odpowiadało, ale są też związki gdzie jest wszystko w miarę w połowie - i taki model mi odpowiada. Poznane przeze mnie sytuacje skłaniają mnie do refleksji - bo o to tutaj w tym wszystkim chodzi a nie o osądzanie i ogłaszanie wyroków "oni na małżeństwo się nie nadają".
      Dla sprostowania, powyższy przypadek który mnie skłonił do napisania postu to akurat ten przypadek, że jest im dobrze w związku/małżeństwie. Poza tym nie podnosiłam tutaj wszystkich faktów ów małżeństwa - które dla kogoś kto ocenia małżeństwo po takim poście może i byłyby rozwiązaniem - tylko dlatego że nie zamierzam ujawniać wszystkiego co wokół mnie się dzieje.

      Usuń