piątek, 6 listopada 2015

Gość w dom...

Na śniadaniu w pracy zaczęłyśmy z koleżanką rozmawiać o manierach i zachowaniach innych ludzi zwykle takich którymi się spotkaliśmy lub spotykamy nadal. Efekt? popłakałyśmy się ze śmiechu, jednak będąc w tamtym czasie i przyglądając się danemu zachowaniu każdej z nas przebiegła myśl "Boże co ja tu robię?"

Lecz do rzeczy: co nas tak rozbawiło:

Być gościnnym.
Zwykle jeśli idziemy do kogoś w gości to jesteśmy tzw obsługiwani praktycznie pod sam nos. Herbata, Kawa, ciasto, ciasteczka, wafelki.... Jednak zdarzają się wyjątki. Na taki wyjątek trafiłam akurat ja sama. Akurat dom w którym natrafiłam na taki wyjątek to dom rodziców M. 
Jeśli przychodzimy do moich rodziców to zwykle pytają "Kawy, herbaty?" po czym stawiają jak nie ciasto na stole to jakieś ciasteczka, zawsze coś do tego picia, umilającego spędzanie wspólnego czasu. Oczywiście przy tym jest rozmowa, wymiana poglądów, rozmowa o tym co nam się przytrafiło. Więc wydaje mi się, że taki standard. Jednak gdy zawitamy do rodziców M. to sprawa jest zupełnie inna. Pomijając fakt, że jesteśmy tam dość rzadko to wchodząc nie dostajemy pytania czego się napijemy. Od razu jest twierdzenie "Chcecie to sobie zróbcie herbaty", do propozycji kawy  przez prawie 5 lat moje uszy nie usłyszały. No ale ok. Gdy już nawet zrobimy sobie tą herbatę to jego rodzice gdyby nigdy nic jedno ogląda telewizję a drugie gra dalej na komputerze (komputer rzecz święta, nie daj bóg się zepsuje). Co prawda zdarza się, że o czymś porozmawiają ale nie odrywając się od tego co robią. Oczywiście chyba nie muszę wspominać, że o ciastach można zapomnieć. Chociaż, czasem się zdarza "w lodówce jest galaretka, jak chcecie to sobie nałóżcie", gdzie u mnie w domu, mama nie pytając już dawno by położyła po sporawym kawałku do przegryzienia każdemu na talerzyk. 

Porządek ważna rzecz, ale...
Każdemu zdarza się mieć bałagan w domu, a nie daj boże przypałętają się się jeszcze goście. Wtedy każdy z nas zwykle ma turbodoładowanie i to co zwykle sprząta cały dzień jest w stanie ogarnąć w 3 minuty :) No ale jeśli już mamy tych gości, w szczególności dotyczy się to rodziców, gdzie ich dzieci potrafią niespodziewanie zrobić nalot i odwiedzić ich, to zwykle w tym miejscu gdzie będziemy siedzieć na tej przysłowiowej herbacie to się w miarę ogarnia. No a stół to już koniecznie. Ale nie! Żyliśmy wszyscy całe życie w jednym wielkim błędzie. Stołu się nie sprząta, nawet jak przyjdą goście. Bo po co? przecież przyjdą tylko nabrudzą i taki brud pozostawią, jeszcze większy aniżeli był, więc opcja sprzątania nie wchodzi w grę. A my nie powinniśmy się przejmować kilkoma plamkami na obrusie, porozrzucanymi gazetami, obcinaczkami do skórek czy resztkami jakiegoś jedzenia ;)

Oszczędność największą cnotą.
Jak wiadomo, nie wszyscy muszą wiedzieć, że się oszczędza, że nie kupuje się np. typowego ptasiego mleczka czy delicji, albo że obrus który ma 30 lat nadal wygląda jak nowy. To są rzeczy jakich na pierwszy rzut oka nie widać i nigdy nie zobaczymy - no może poza tym obrusem. Jednak czasami oszczędność przybiera tą gorszą stronę. Chyba najgorszą. Jeśli jesteśmy u kogoś na obiedzie to zwykle podają nam miskę zupy czy talerz z drugim daniem na serwetkach - wiadomo - przedłuża to czystość obrusu. Jednak gdy otrzymujemy taką serwetkę, która ma swoje 20 życie, z plamami, wyglądająca jakby była posmarkana to już chyba nie jest dobrze. Chociaż z pewnością osoba, która jest gospodarzem nie widzi nic dziwnego, bo przecież się nie przerwała, a plamki są małe albo jest jedna ;) Jednak innym przypadkiem jest podawanie zamiast serwetek, po prostu ścierki pod tak zwaną brodę, by się nie ubrudzić,zwykle tak się dzieje przy zupach tych mocno barwiących np. czerwony barszczyk :) I jakież nasze zdziwienie gdy dostajemy taką ściereczkę, która pamięta jeszcze Zabór Pruski a cała wygląda jak ser szwajcarski? Nie wiemy wtedy czy podziękować, czy jednak spróbować ją założyć ale tak by dziury nie były w newralgicznych miejscach... spróbujcie sobie to wyobrazić :)

Oczywiście pomijam fakt innych małych niuansów typu sztućce obiadowe jak dla dzieci - plastikowe tyle, że ze względu na czas jaki już są - po nadtapiane i wydrapane, podawanie obiadu na obtłuczonej zastawie, czy ostatecznie jako gość posprzątanie po sobie i pozmywanie naczyń bo przecież je pobrudziliśmy. 

Ciekawe czy komuś z Was zdarzyły się jakieś śmieszne historie, gdzie nie wiadomo było co zrobić ;)

2 komentarze:

  1. jeśli chodzi o bałagan, to mamy w sąsiedztwie taką panią, która podkłada gościom gazety pod buty kiedy przychodzą w odwiedziny. co do poczęstunku, to się nigdy nie spotkałam z taką obojętnością. u mnie mama koleżankom swoim zawsze proponuje, mojemu narzeczonemu nie, bo wie, że ja zrobię jak lubi, ale za to ciacha zaraz wyciąga kiedy tylko wejdzie do domu i zawsze wypytuje, czy nie za słodkie, czy smakowało. :D u niego w domu jest podobnie, coś do picia robimy sobie sami, ale przyszła Teściowa zawsze siedzi, rozmawia z nami, jak ma coś słodkiego, to proponuje, jak nie, to zaraz chce do sklepu lecieć. dziwne to trochę, żeby tak wszystko ignorować, ale jak wiadomo ludzie są różni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ooo. o gazecie pod butami jeszcze nie słyszałam ani się nie spotkałam :)
      No niestety taka ignorancja powoduje, że nie wracamy chętnie do danego domu. Jeszcze jeśli pojedynczo trafiają się te niedociągnięcia to jesteśmy w stanie je zaakceptować ale hurtowych już raczej nie.
      Pozdrawiam :)

      Usuń