poniedziałek, 2 listopada 2015

(Nie)przyjaciele

Ostatni czas jest dla mnie bardzo nostalgiczny, pełen przemyśleń. Wręcz zamknęłam się w sobie i przemyślam różne sprawy. Wiele osób to ciekawi co mi jest, że jestem spokojniejsza, wyciszona a nie jak zwykle rozgadana i wesoła. 

Może w końcu wyleję tutaj -na klawiaturę - to co siedzi głęboko we mnie... 

Całe moje dotychczasowe życie i osób jakie w nim znajdowały miejsce to osoby którym na początku zaufałam a później się bardzo na nich zawiodłam. Oczywiście mówiąc tym osobom prawdę co o tym myślę. Czy to dobrze czy źle?

Zawsze miałam wrażenie, że ktoś lubi mnie tylko wtedy kiedy ma jakiś interes. Nie było bezinteresownego zapytania się "co słychać?".  Zwykle te słowa kończyły się "bo wiesz mam sprawę...".

W innych przypadkach osoby celowo mnie omijały, niby lubiły ale tak po chamsku odrzucały.
Zawsze dawałam z siebie 100% dla innych, ja sama nie byłam ważna, ważniejsze było, żeby ktoś się czuł dobrze, był zadowolony, bo mnie samej to dawało satysfakcję i zadowolenie. 

Nigdy nie mówiłam o swoich uczuciach, o tym co mnie gryzie, czemu jest mi źle. Dusiłam to w sobie i to może jest ten błąd.Ale z drugiej strony co kogoś mogą obchodzić moje problemy, mało ma swoich? Wolałam sama się z nimi uporać, wracały co jakiś czas, teraz wróciły na dłużej, skumulowane z innymi. 

Jaki jest skutek? Nie mam praktycznie przyjaciół. Hm... inaczej - mam znajomych ale czy przyjaciół? raczej nie. 

Koleżanki ze szkoły, jak się okazało nie lubiły mojej pewności siebie, i nawzajem się burzyły na mnie, że niby ja coś zrobiłam, że coś powiedziałam. Kilka lat później chciałam z jedną z nich spróbować odnowić kontakt ale jak się okazało,obraziła się za to, że nie dałam jej za dużo zdjęć i że niby ją traktowałam jak powietrze - skutek - zachowanie dziecka z podstawówki i usunięcie mnie ze znajomych.

Chciałam się zakumplować z osobami z bloku. Jeszcze przed oddaniem go, spotkaliśmy się niewielką grupą. Pomyślałam - extra fajni ludzie, fajni sąsiedzi. Wszystko było piękne do momentu przeprowadzki dwóch dziewczyn do nowych mieszkań, ja sama wprowadziłam się prawie rok po odebraniu kluczy. Wszystko było ładnie jak się im trochę pomagało, jednak po tym czasie zaczęły mnie unikać, olewać. W pewnym momencie M. nie wytrzymał i wygarnął im to olewanie mnie. Obraziły się. Jedna z nich miała jednak jakieś sumienie bo próbowała ze mną pogadać. Ja sama jej powiedziałam, że nie jest fajnie jak trzy sąsiadki umawiają się do kina a dzień później dwie pozostałe zamawiają bilety i idą do tego kina same. Po tym czasie koleżeństwo się skończyło. Do tego doszedł fakt, że z początku z sąsiadką za ściany chciałam utrzymać w miarę sąsiedzkie kontakty. Za pierwszym razem się udało, jednak za kolejnym - zupełnie inna, zaczęła mnie omijać, czyżby ktoś jej coś o mnie powiedział? Słyszałam jak właśnie poprzednie sąsiadki były u niej rozchichotane... 

Myślałam, że mam przyjaciół w pracy. Myślałam, bo wiem jedno, o pracy z nimi nie można porozmawiać. Zaraz oburzają się, i mają pretensję do mnie samej, że mam ambicje i chce zarabiać więcej i pracować więcej niż robię (to czego wcześniej nie wspominałam, jako jedyna osoba dostałam jednak tą podwyżkę, jednak nikt o tym nic nie wie, dla świętego spokoju). 

Człowiek chciałby się komuś wygadać i nie może bo temu jedno nie pasuje, drugiemu drugie a trzeci tylko czeka aby wykorzystać sytuację. Tylko dlaczego ja zawsze muszę wszystkich wysłuchiwać? co robię, źle że nie mogę mieć fajnych znajomych i przede wszystkim takich którym mogę zaufać i się zwierzyć. Do pewnego momentu wystarczam sama sobie, lub mój luby jednak są momenty gdzie potrzeba wygadać się drugiej osobie. Tylko komu?

A może to jest tak, że trafiałam na ludzi, którzy czerpali radość ze sprawiania komuś przykrości? Za każdym razem po takim odrzuceniu musiałam "przechorować". Teraz choruję podwójnie albo i potrójnie.

Nawet niektórzy nie zdają sobie sprawy ile można dać by móc spotkać osobę z którą by można rozmawiać swobodnie. Zawsze mi się marzyło, że będę miała wielu znajomych, którzy będą mnie odwiedzać na przysłowiową herbatę. A tu co? tutaj dupa. Jest mieszkanie, ale puste. Tylko my i pies. Niby taka bzdeta, niby coś normalnego a mnie to boli. Jest to jedna z rzeczy jaka mnie boli najbardziej, bo jest jeszcze druga. Jednak zbyt intymna. Może kiedyś z nią się wygadam, chyba, że  niedługo wszystko się jakoś ułoży. 

A tu balkon w tym roku w końcu uporządkowany, lecz jednak wciąż pusty.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz