poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Remontu ciąg dalszy...

... Remont zaczyna być jak niekończąca się historia, trwa, trwa, no i ciągle trwa. Była perspektywa "do świąt się wprowadzamy" - stała się szybko nierealna. Później "do majówki się wprowadzimy" co prawda majówka za tydzień ale wiemy, że jest to mało realne. Teraz pytanie czy uda nam się wprowadzić chociaż do końca maja. Bo nie jesteśmy tego pewni. Owszem chcielibyśmy bardzo ale jak to wyjdzie to się okaże. 
Łazienkę porzuciliśmy w stanie jakim jest, czyli niedokończone wc, brak wanny. Wszystko przez to, że stwierdziliśmy że priorytetem teraz jest kuchnia. Bo to zamówić meble, robią je ok 3-4 tygodni no i wtedy przyjeżdżają panowie i montują. Więc i podłoga powinna być, i sufit no i ściana pomalowana. Tak więc zaczęliśmy od sufitu - bo ściany już wcześniej zagipsowaliśmy i dotarliśmy. wyglądało to tak



Może niezbyt przypominało to sufit ale zalążek już jego był. oczywiście jak to u nas bywa, bez problemów się nie obyło. a to pomyliliśmy się o 4 cm. a to trzeba było wykuć większą dziurę na wentylację. a to skrzynkę z bezpiecznikami opuścić... W końcu, po 2 dniach przybrał on trochę lepszą formę, bardziej przypominającą sufit.

No i nawet oświetlenie się pojawiło :)
Wydaje mi się, że będzie dobrze wyglądało. 
Ale wracając do tematu kuchni. Wybraliśmy się na "oględziny" fachowców. 
Pierwszy rzut - bazarek niedaleko, sprawdzona firma wszystko pięknie cacy. Przyniosłam swój projekt jak ma wyglądać. Z materiałem idziemy po kosztach, złotych klamek nie potrzebujemy, po prostu najzwyklejsze szafki... Projekt wyglądał od tak:

Już, na samym początku powiedziałam sobie że więcej jak 4 tys za 3 metry kuchni nie dam. No ale jak pan liczył i liczył i liczył i wyliczył po czym z uśmiechem powiedział "całość będzie kosztować 5.600 zł"... Szczęki nam opadły jakbyśmy z stali na jakimś 10 piętrze i spadły na parter. Oczywiście z uśmiechem odpowiedzieliśmy "w takim razie dziękujemy, mamy jeszcze kilka firm do odwiedzenia" i się po prostu zmyliśmy. Koleś wyliczył nam metr za 1866 zł... to jakaś porażka, Po prostu się załamałam. Ale coś mnie tknęło i mówię do swojego M. "wiesz co, jak mamy jeszcze chwilę czasu to chodź może zajedziemy do IKEA i tam zobaczymy ile nam wyjdzie kuchnia". No więc na rondzie zawrotka i kierunek IKEA. Nie szliśmy z jakąś nadzieją, ale zawsze coś do porównania. z 20 min czekaliśmy na naszą kolejkę do osoby wyceniającej. Pan miły, zapytał jakie fronty spojrzał na projekt i wbijał szafkę za szafką. Pomiędzy pytając o jakieś szczegóły, a to doradzał nam szafki. Po czym ostateczna cena wyszła ze wszystkim 3.500.... Ponownie nasze miny były bezcenne. Tym razem zagościł uśmiech. Do tego wszystkiego meble są dostępne od ręki a jedyną rzeczą z jakiej będziemy musieli skorzystać to z usługi docinania blatu. Humory nam się od razu poprawiły. Nigdzie już nie zamierzamy jeździć bo wiemy, że będziemy mieć kuchnię z IKEA. 

Kuchnia będzie biała z blatem w kolorze orzecha. Jestem zadowolona że będzie pięknie wszystko
wyglądało. I co najważniejsze spełniają się moje słowa "nie dam za kuchnię więcej niż 4 tys" :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz