poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Czas płynie jak rzeka

Nie wiem w którym momencie minęło tyle czasu od ostatniego posta. Nie wiem czemu nic nie pisałam, może przez to że dość dobrze miałam "zorganizowany" czas, lecz nie zawsze po mojej myśli był on organizowany. 

Pierwsze co było to ślub brata. Cywilny. Bez wesela. Bez obiadu. Tylko lampka szampana i kawałek tortu. Może i jest to jakieś wyjście, ale chyba nie w wypadku jak się zaprasza z 30 osób... Jak dla mnie to chociaż ten obiad powinien być. No ale cóż... chcieli jak chcieli i zrobili jak zrobili... Jedyne co to ładnie wyszli. Ale dopiero na koniec. Młoda była cały ślub bardzo zdenerwowana, mało się uśmiechała - szkoda bo by było dużo pięknych zdjęć, a tak to tylko jest ich garsteczka. Ale oby im się dobrze żyło... 

foto: Mał(a)gosia
p.s. szkoda, że ja nie mam takiego zdjęcia....

Kolejną dość ważną rzeczy jest to iż dokonaliśmy niemożliwego. W sumie sama siebie podziwiam bo w większości to moja zasługa. Udało nam się (prawie) skończyć pokój w niecały tydzień. Może, jakby zsumować godziny spędzone w mieszkaniu to by wyszły z 4 dni. Sami siebie podziwialiśmy. W sumie zagipsowaliśmy cały pokój, dotarliśmy go, pomalowaliśmy oraz ułożyliśmy podłogę. Praktycznie brakuje teraz listew przy panelach i wyposażenia, które faktycznie stoi gdzieś w przedpokoju w pudłach. 
Ściany mają kolor "kwiat magnolii" oraz "bukiet róż". Co prawda - spodziewałam się tej magnolii trochę mniej różowej. No ale jak nam nie przypasi do końca to po prostu ją przemalujemy na coś jaśniejszego. 




Co prawda to jeszcze zostało nam sporo do zrobienia - niestety... Brakuje przede wszystkim złożonej kuchni oraz sprzętu agd. no ale już zawsze bliżej niż dalej. W miniony piątek nawet już zakupiliśmy drzwi :) wyboru dużego nie mieliśmy, gdyż jak to by było inaczej - sami je będziemy montować. Wyszło dużo taniej niż z montażem. W sumie dowiedzieliśmy się ile tak naprawdę kosztuje montaż... 
źródło i kupno: Castorama 

A tak faktycznie mieszkanie opóźni nam się przez to iż mój samochód odmówił na tyle posłuszeństwa, że przestał jeździć. Padło sprzęgło. Dość poważna usterka. W sumie nigdy nikt mi nie powiedział co i jak. I w sobotę zobaczyłam pierwszy raz jak wygląda owe sprzęgło...



Nawet na mój rzut okiem coś było tu nie tak. Owy "drut" widoczny na drugim zdjęciu powinien być zwinięty i znajdować się w gumie. Poza tym było wszystko przepalone. Co do ostatniego zdjęcia to się okazało że tarcza jest totalnie zjechana i wyląduje w regeneracji bo powinna być z 2-3 razy grubsza (!). No nic. Po prostu zmywarka będzie musiała poczekać. Teraz jest remont samochodu. Za pewne nie wcześniej jak w najbliższą sobotę dopiero będzie zrobiony. No ale tego nie da się przeskoczyć. Owszem mogłam oddać samochód do mechanika a nie do mojego lubego na działkę gdzie sam będzie z ojcem to robił... ale.... Mechanik by wziął kupę kasy a ja niestety się zaczynam liczyć z każdym groszem. Poza tym mój facet - jak zauważyłam również sama - lubi się bawić w mechanikę samochodową więc jest dobrze :) 
Co ciekawsze - kilka dni wcześniej padł samochód moim rodzicom... tak więc pozostaliśmy teoretycznie bez środka transportu, ale praktycznie -mój facet użyczył mi swojego na tydzień :)

Mam nadzieję, że więcej przygód nie będziemy mieć w najbliższym czasie. No i w końcu się wprowadzimy do Naszego (mojego) M2 :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz