No takie słowa pogody zawsze nastrajają człowieka pozytywnie. Żeby nie było - pogodę oglądam rano, przed samym wyjściem do pracy - chyba według mnie jest najbardziej realna. No i co dziś mówili?
"Rano mogą wystąpić opady deszczu, które po południu przeniosą się w kierunku wschodnim. Po południu powinno wyjść słońce. Temperatura w ciągu dnia ok 23 stopni C".
Tak więc takim sposobem - ubrałam się dość lekko. Lekka spódnica, bluzka z krótkim rękawem no i lekki sweter - jak by to inaczej w lato. Ale przed wyjściem - wyglądam przez okno - pada jakby jakiś mały deszczyk, no ale zapowiadali słońce. Więc japonki na stopy i parasol w rękę.
Droga do pracy jak to zwykle bywa w deszcz - jak wjechałam dalej w miasto to coraz to bardziej padało... - zrobiły się korki, ludzie jeździć w deszcz nie umieją... Oczywiście, wręcz standardowo - wypadek. W strategicznym "rozgałęzieniu" drogi... Na szczęście nie spóźniłam się do pracy - jechałam tylko 2 razy dłużej.
No i jest południe... powoli przestaje padać. Trochę cieplej. Jest szansa. No ale wychodzimy dotlenić się w pracy przed 15 a tu zaczyna padać i robi się zimniej.
Wychodząc z pracy godzinę później termometr w samochodzie wskazywał 16 stopni... W związku, że jechałam do lubego, to w kierunku jazdy do niego deszcz się nie oddalał - wręcz nasilał...
Wróciłam do domu. Leje deszcz, bo nawet już nie pada... Nie wiem skąd oni biorą te prognozy pogody... może wróżą z kałuż, czytają z kamieni czy inne cuda wianki. 23 stopni nie widziałam ani nie czułam. Za to czułam zimno. Nogi sobie w kałużach ubrudziłam (na mycie nóg to musiałaby padać kranówka a asfalt musiałby być czysty jak stół operacyjny). No i na domiar złego jest mi zimno i zaczyna mnie pobolewać gardło....
Dziękuję synoptycy, meteorolodzy i inne pogodynki....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz