sobota, 23 listopada 2013

Emocje

Są dni spokojnie, gdy nic się nie dzieje. Po prostu następny dzień i następny i każdy wygląda podobnie, spotyka się człowiek z tymi samymi ludźmi, w tych samych miejscach w tym samym czasie, jedynie tematy do rozmów się zmieniają. Prawie każdy dzień u mnie tak wygląda. W szczególności w tygodniu gdzie mojego faceta nie ma. Zwykle dzień wygląda tak spanie, praca, po pracy do mamy na pogaduchy i na obiad, powrót do domu obejrzenie kolejnego odcinka serialu, myć się i spać. I tak od poniedziałku do piątku.
W weekendy przyjeżdża M. no i albo idzie do szkoły - czyli cały weekend spędzam sama a tylko wieczór i noc z nim albo tak jak obecny mamy wolny, ale mimo tego są zorganizowane spotkania z rodziną czy znajomymi. 

Czasem nie wiem czy na nastrój człowieka wpływa pogoda, to co zje czy z kim się spotka. 

Sam początek dnia niby zaczął się dobrze, ale po chwili leżenia w łóżku się po prostu rozkleiłam. Chyba dlatego, że brakuje mi go. Brakuje mi jego bliskości, przytulenia się, rozmowy. Boję się, że może coś pójść nie tak i dobrze nie będzie. Może też na dzisiejsze łzy wpłynęło to iż wczoraj byliśmy u jego brata. Jest z dziewczyną dużo krócej niż my. Można powiedzieć że trochę ponad rok. To gdzie mieszkają i na co zwróciłam uwagę to nie to że jest bałagan czy są jakieś nie do pary meble. Moją uwagę zwróciły zdjęcia. Wywołane. Z nimi. W całym domu. My niestety nie mamy prawie żadnego. Chyba też trochę zabolało. Że może jest coś nie tak... Sama nie wiem. Ale myśli krążą wokół takiej głupoty jak wspólne zdjęcia. 

Niby po południu było ok. Jedziemy na imieniny ojca. Kilku znajomych. Pomimo bliskiego mieszkania od rodziców przyjechaliśmy samochodem. Ja prowadząca. W sumie nie piłyśmy we 3. Mama, E. i ja. Z puntu widzenia trzeźwego wszystko wygląda inaczej. Zupełnie inaczej. Niestety kolejny raz usłyszałam od ojca (upojonego alkoholem) mało miłe słowa. Chociaż bywały gorsze. Ale zawsze trafiają tak, że tylko szklą się człowiekowi oczy. Kilka lat temu - właśnie poprzez kilkanaście zdań wypowiedzianych przez mojego pijanego ojca podjęłam decyzje wyprowadzki i ślubu. Chciałam uciec od tego wszystkiego. Niestety nie udało się. Wróciłam do rodziców. 2 lata był spokój. Wyprowadziłam się - półtora miesiąca na swoim i kolejny raz słyszę to samo co kiedyś. Zastanawiam się czy ojciec mnie kiedykolwiek chciał. Chcąc czy nie chcąc - jestem z wpadki. Mama wiem, że mnie kocha, ojciec niby też. Ale od mamy nigdy takich słów jak od niego nie usłyszałam. 
Dziś miałam prawo wyboru. Po prostu zebrałam się do wyjścia. Mój M. pierwszy raz usłyszał to o czym zbytnio nie chciałam mu mówić. Zrozumiał mnie. Inni zatrzymywali żebym została ale ojciec dał do zrozumienia słowami "niech się wynosi" że muszę wyjść. Wyszłam, musiałam to zrobić, bo wiedziałam czym to się może skończyć, lecz ból pozostał. Ból tego jak można być potraktowanym przez najbliższego sercu człowieka. 

Poniedziałek mam wolny, jeśli moja mama wcześniej skończy pracę to pojadę z nią pogadać. Jeśli nie to nie pojawię się u nich przez cały tydzień. Nie wiem co myśleć o wszystkim. Chociaż dobrze, że jest Mama i M. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz