poniedziałek, 4 listopada 2013

"JA"

Ostatnio moja mama zapytała mnie 
"A do Karoliny coś się odzywałaś, czy może ona?"

Długo nie myśląc odpowiedziałam "nie odzywałam się i nie zamierzam, non stop ja się do niej odzywam, niby starsza ale jakoś mądrzejsza nie jest. Mam już dość wyciągania ręki do każdego. Wszyscy tylko czekają aż ja się odezwę a sami nic."

Mama się nie zdziwiła. 

Ale bardziej zagłębiając się w moją wypowiedź zauważyłam, że może i przyzwyczaiłam swoich znajomych, ludzi z którymi utrzymywałam kontakt, że to ja pierwsza zawsze się odezwałam bądź pierwsza wyciągnęłam rękę na zgodę. Niewiele jest sytuacji, gdzie role się odwróciły. Przykładów mogę przywołać mnóstwo. Ale rodzi mi się pytanie - czy ludziom nie zależy na utrzymaniu kontaktu? czy im się nie chce? co jest dla nich ważne? 
Kiedyś - te 20 lat wstecz ludzie zupełnie inaczej patrzyli na świat. Najważniejsze dla nich było zdrowie, rodzina i przyjaciele. Wszyscy ze sobą się spotykali. Każdy miał o wiele więcej znajomych na osiedlu niż teraz wirtualnych na portalach społecznościowych. Można było się pośmiać. Każdy z każdego. Nawet z siebie. Iść grupą do kina, na wycieczkę czy cokolwiek innego. 
A teraz? 
Kasa, społecznościówki i grunt to "zastaw się a pokaż się" - super bryki, piękny dom, firmowy sprzęt i.... zero znajomych w realnym życiu. 

Mam wrażenie że ja jestem nie z tego świata. Nie z tej epoki. Mój facet też. Przyjaciółka - jedyna - również. Mamy inne postrzeganie świata. Fakt portali używamy do komunikowania się. Ale wiemy jak wyglądamy, jakie mamy charaktery, z czego potrafimy się śmiać. 

Sama może nie jestem bez winy bo przez ex męża straciłam większość kontaktów, ale staram się je odnawiać. Przywracać to co było kiedyś. No ale jeśli nie chcą tego dwie strony to już nic na to nie poradzę. Chociaż szlag mnie trafia jak za plecami dowiaduje się, że to np. ja się nie odzywam itd itp. Wtedy jestem w stanie wygarnąć danej osobie to co myślę. i chyba tutaj jest pies pogrzebany. 

Ludzie nie lubią jak im się mówi prawdę i to co się o nich myśli. 
Po ex mężu - który kłamstwo miał w małym paluszku i używał go przy najmniej istotnych sytuacjach - mam totalny wstręt. Lepsze albo prawda albo przemilczeć to co się myśli. Nie to co bym sama kłamała. Ale jestem na to wyczulona. 

W zeszłym tygodniu spotkałam sąsiadkę "języka w gębie zapomniała". Ja akurat szłam ze śmieciami a ona była z psem. Mówię cześć, i udaje że nie słyszy, to głośniej i dopiero zauważyła mnie dosłownie jakbym z nieba spadła. Stanęłam - chociaż nie musiałam - chwilę pogadałam. Umówiona była z drugą sąsiadką którą również znam. Zaprosiłam obie do siebie. Usłyszałam że "ok".Czekałam, czekałam i się nie doczekałam. Nawet nie dały znać. Pomimo tego, że po raz kolejny do nich wyciągnęłam rękę, bo obie się obraziły. A co najlepsze to nie mam zielonego pojęcia za co. Dodam tylko, że obie skończyły 30 lat. (Mam nadzieję, że mi tak nie odbije po 30, a jeśli tak to niech mnie zamkną gdzieś i "przezimują").

I tak w kółko. Czy dla ludzi naprawdę nie liczy się przyjaźń, koleżeństwo? tylko kasa i własne dość wysokie ego? 
Ja chyba naprawdę powinnam cofnąć się w czasie. Bo znudziło mi się podlizywanie każdemu. Już wolę jednak mieć kilku znajomych ale tych prawdziwych niż setki znajomych gdzie żadnym z nich nie mogę pogadać. 

Dobrze, że jeszcze kilka osób (mojego rocznika) jeszcze jest w miarę normalnych :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz