wtorek, 9 lipca 2013

Ach... co to był za ślub

W miniony weekend nastąpił wielki dzień dla mojej koleżanki M. i jej partnera K. My jako tako się wyszykowaliśmy, oczywiście kilka razy się wracaliśmy bo to a to wino zapomniane (zamiast kwiatka), a to koperta (kilka groszy im się przyda), a to buty na zmianę dla mnie... No ale że mieliśmy bardzo blisko do kościoła to spokojnie mogliśmy się "cofać".

Pod samym kościołem, kilak znajomych twarzy - głównie dziewczyny które poznałam na panieńskim. Siostra pana młodego przyleciała od razu się wycałować :) Młodzi już byli. Ludzi może nie dużo, ale wystarczająco do tego kościoła - sama w nim brałam ślub, więc klimat jest w nim niesamowity. 

Młodzi przyjechali do ślubu czymś niezwykłym. Warszawą. Pięknie się prezentowała, skromnie udekorowana, ale to jest cały styl M. - zawsze była skromna. 




Sama ceremonia ślubna odbyła się w zabytkowym kościele. Kościół jest maleńki - mając nawet ok 50 osób zaproszonych na ślub będzie się wydawało że są tłumy. Ale sam klimat w środku robi naprawdę duże wrażenie. Nie jest to jeden z "odpicowanych" na maxa wnętrz kościelnych. Wszystko raczej starają się trzymać w tym, starym stylu. Oczywiście, żeby zrobić w nim zdjęcie naprawdę trzeba mieć dobry sprzęt, który poradzi sobie z raczej dość ciemnym wnętrzem. 


Po ślubie wyruszyliśmy w drogę - też dość krótką, ale zawiłą - do sali weselnej. Krótka bo niby ile można jechać 10 km. A zawiła bo się okazało, że przebudowali główną drogę więc trochę było kręcenia żeby skręcić w odpowiednim momencie, a jak już skręciliśmy to napotkaliśmy na roboty drogowe. Niewiele brakowało i byśmy się spóźnili. A za nami - jak to na weselach bywa - sznurek błądzących aut ;)

Co do samego wesela i całej otoczki. Stoły były trzy. Młodych i świadków, rodziny i znajomych. Na każdym miejscu stała karteczka z imieniem i nazwiskiem. Rozmieszczenie osób wydaje mi się że zaplanowali dość dobrze bo nikt się nie przesiadał :) Co do jedzenia to na stołach jego dużo nie było, aleee... porcje ciepłych posiłków były tak duże i smaczne, że ciężko było je przejeść. Nawet mój M. nie miał problemu jak powiedział, że niestety nie je mięsa - chwile później kelnerka przyniosła specjalnie danie dla niego. 



Zespół również był świetny. Nawet śmiem stwierdzić, że nie byłam na weselu, żeby ktoś tak dobrze grał i śpiewał, i to różnego rodzaju muzykę. Tak, że muzyka dopisała do zabawy. Typowych oczepin nie było. Może 3 czy 4 spokojne konkursy.Z tego co wiem, to nawet młodzi nie chcieli, żadnych dziwnych akcji. 

Ale chyba najważniejsze, że młodzi się wybawili, byli zadowoleni i było widać to jaka ich łączy miłość :)  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz