środa, 17 lipca 2013

Czy to jest miłość?

Ostatnio w moim związku jest kryzys. Nie mały, raczej taki większy. Nie wiem skąd to się wzięło. Mam wrażenie, że mój wybranek coś się zmienił, ale nie wiem do końca jak. Zaczął mi przygryzać, olewać mnie, zachowywać się jak dorastający nastolatek który sprzeciwia się rodzicom. Oczywiście on wszelkie zarzuty odrzuca, gdyż to ja sobie coś podobno w głowie uroiłam. 

Zaczęło się od głupoty. Tego że miałam, a raczej mieliśmy zwariowany dzień, wróciliśmy, no i wiadomo - zmęczenie. Ja zwykle jak jestem zmęczona to prawie jakby mnie nie było, więc się zbytnio nie odzywałam - co jak na mnie jest rzadkością. Później kolejny dzień i kolejny, próbuje rozmawiać ale gadka się nie klei. W końcu nastąpił dzień ślubu znajomej i podobno to ja się obraziłam. Nie wiem w którym momencie, nie wiem jak. Było ok. Mieliśmy później wziąć pierwotnie tydzień urlopu ale stanęło na 3 dniach - bo on nie dostałby więcej urlopu - oczywiście przesuwaliśmy 2 czy 3 razy te wolne. Po czym się dowiedziałam w ostatnim momencie, hm... nawet chyba nie dowiedziałam ale dostałam wiadomość "mam o 14 jutro spotkanie". Nic więcej. Nic, że nie dostanie na ten dzień wolnego. Nic, że musi być, bo ma zawaloną pracę. Po prostu jak informacja na centralnym typu "pociąg pośpieszny odjedzie z peronu 4". Trochę mnie to wkurzyło. Człowiek chce coś zaplanować i nie może. Fakt może i trochę wybuchłam, ale to że stwierdził po mojej wiadomości, że się "wybielam" - wkurzyło mnie kompletnie (Ostatnio to słowo jest u niego na topie, bo non stop go używa, nawet nie można podać jakichkolwiek argumentów bo to jest już "wybielanie się")

Przyjechał, traktował mnie nawet nie wiem czy okropnie, olewał, omijał - czułam się jak trędowata. W końcu nie wytrzymałam i zapytałam się go "kim dla Ciebie jestem" - jego odpowiedź mnie zbiła z tropu "nie wiem" - czyli co? nie kocha mnie? jest ze mną, żeby po prostu być, mieć kogoś, mieć z kim seks uprawiać? Cała rozmowa a raczej jego zachowanie wywołało we mnie takie emocje, że nie mogłam przestać płakać. Nawet w niektórych momentach się śmiał - co stwierdziłam, że w tym wypadku nie traktuje mnie poważnie. To ja myślałam, że znalazłam miłość, że mam kogoś kogo ja kocham i ta osoba mnie kocha a tu takie zachowanie... Po dłuższej "rozmowie" było jakoś tak w miarę. Wiem po sobie, że po takich sytuacjach po prostu zamykam się w sobie i mało mówię, nie potrafię rozmawiać, po prostu tak mam. 
Nawet gdy wróciliśmy do moich rodziców to sama moja matula stwierdziła, że się mnie czepia za bardzo. 

No ok, wrócił do domu. Już, na wstępie zaznaczył, że cały tydzień się nie widzimy bo ma spotkania, bo może dostanie awans, że musi się starać, zostawać po godzinach itd itp. - OK. W poniedziałek jedzie do Szczecina na jakieś szkolenie. Niech jedzie. Chociaż chyba dla niego najważniejsze było to,że "nigdy nie byłem w Szczecinie, więc w końcu tam będę"... jakoś ja też nigdy nie byłam, i pewnie w najbliższej przyszłości raczej nie będę ale nie rozpaczam z tego, a jakbym miała nawet jechać to się tym aż tak nie podniecam. Zwykle myślę o nim na pierwszym miejscu, ale on chyba o mnie już nie... 
Kolejną sytuacją było to iż stwierdził, że ze wszystkimi się kłócę, że nie potrafię rozmawiać - tak ni z gruszki ni z pietruszki. Patrze na monitor i nie wiem co odpisać. W końcu się go zapytałam co się z nim dzieje, bo zachowuje się właśnie jako nastolatek, że jak minie mu to żeby się odezwał do mnie. 

Nie wiem czy ja ostatnio się zmieniłam, chociaż ja tego nie zauważyłam, poza tym, że na prawdę się jakoś wyciszyłam. Czy on się zmienił przez to że szef obiecuje mu jak zwykle gruszki na wierzbie (dotychczas, żadnego swojego postanowienia nie spełnił) a ten lata za nim i myśli, że coś z tego będzie. Ja wiem, że ani mu za nadgodziny nie zapłacą, ani podwyżki nie dostanie - więc nie wiem czego oczekuje. Co ciekawsze sam mi jakiś czas temu truł, żebym zmieniła pracę bo mało zarabiam, bo nic tutaj nie osiągnę. Teraz ja mu podobnie zaczęłam gadać i jest wielkie halo, że co ja chce.

Sama nie wiem w jakim to kierunku wszystko zmierza. Nie wiem co myśleć. Nie wiem co robić. Czuję się jakbym była w kropce. Czy faceci mogą przechodzić jakieś zmiany, które "owocują" dość dziwnym zachowaniem? Czy to po prostu jakiś etap w ich życiu, że właśnie się buntują jak nastolatkowie? 
Wiem, jedno - jeśli taka sytuacja się dłużej utrzyma to nie wiem jak to będzie z naszym związkiem, a naprawdę go kocham i nie wiem jak wszystko mam sama "uratować"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz