poniedziałek, 16 września 2013

W poczekalni

Tak się dzisiaj stało, że musiałam pojechać do lekarza - ginekologa po receptę. Chyba nie ma nic gorszego od zwykłego pojechania do przychodni po receptę. Czemu? Dlatego, że zwykle spędzam tam od godziny do nawet trzech godzin. Istna masakra. Wizyta u owej Pani lekarz wygląda podobnie. Do tego wszystkiego kolejki są mało powiedziane że duże.
Zwykle staram się być wcześniej aby "zająć" jakieś dobre miejsce w kolejce. Kolejka wygląda następująco:

1. Jeśli jest wizyta, to najpierw trzeba się zapisać na daną godzinę, średnio z 1-2 miesięcznym wyprzedzeniem. Później jak nastąpi "ten" dzień to trzeba wybrać się wcześniej (najlepiej zabrać ze sobą trochę jedzenia i picia") i oczekiwać w kolejce do gabinetu położnych aby ... wyjąć kartę. A później się okazuje, że przyjmowanie wg godzin to pic na wodę. 

2. Jeśli udaję się po receptę. Wychodzę z pracy najwcześniej jak mogę. Niby pani doktor przyjmuje od ok 15, ale im wcześniej tym lepiej. Czekam w kolejce. Zwykle ok 10 pań przede mną. Jak się dostanę do pokoju położnych to w końcu uzyskuje po 5 min swoją receptę i wychodzę. 

Co ciekawsze - recepty nie uzyskam jeśli nie ma mojej pani doktor... 

Chociaż dziś pani doktor przeszła samą siebie. Podobno zapisy na godziny były od godziny 14. Ja po receptę zjawiłam się ok 15:30... No i czekałam w kolejce coś ok 10 pozycji. Niby fajnie pięknie. Czekanie wydłużało się. Godzinę później było już za mną z kolejne tyle pań. Połowa z nas siedziała już na podłodze bo stanie w tym zaduchu było nie do wytrzymania. Pani doktor zjawiła się ok 16:30. 
2,5 h spóźnienia. Cały korytarz kobiet (około 30). Zaduch niesamowity. Jedna położna przyjmująca do rejestracji. o 17 dokopałam się do gabinetu. (Udało się !!) otrzymałam receptę. Wychodząc powiedziałam wszystkim paniom "do widzenia"  a panie chórem odpowiedziały (w końcu 1,5 h siedziałyśmy i narzekałyśmy). No ale udało mi się... kolejny maraton za 2 miesiące...

Nie mam pojęcia czemu nasza polska służba zdrowia aż tak kuleje. Że dopuszczalne jest spóźnić się lekarzowi kilka godzin, gdzie pracownik biurowy jak się spóźni z pół godziny to praktycznie już ląduje u szefa na dywaniku. Wszystkie co czekały były zdegustowane. Z czego połowa to była kobiet w ciąży. Jakoś sobie nie wyobrażam, gdy jak będę w ciąży, będę musiała czekać 3 h na przyjęcie u lekarza.... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz