poniedziałek, 7 października 2013

Przeprowadzka

Pomimo mojej czasowej niedyspozycji podjęłam decyzję aby w końcu być na swoim, nie do końca skończonym mieszkaniu. Ale wiadomo "małe, ciasne ale własne" :)

W sumie do przeprowadzki "zmusili" mnie moi rodzice. Przyjechali w zeszłym tygodniu z działki. Tak z nienacka. I od razu harmider. Głośniej. Że bałagan jest. Że duszno w mieszkaniu. Że ja udaje niedyspozycję. i jeszcze więcej było tych "ŻE". Zauważyłam, że to jest czas kiedy powinnam się przeprowadzić. Jedno to, to że mój wiek już nie pozwala na mieszkanie z rodzicami. Drugie, że może gdybym jakiś czas nie była na "swoim" to nie wiedziałabym jak to jest, a tak - przez pewien czas mieszkałam z ex mężem i wiedziałam, że ode mnie jest zależny bałagan, to czy lodówka jest pełna czy nie. To co oglądam czy słucham. Po prostu niezależność. Teraz 2,5 roku byłam "skazana: na mieszkanie z rodzicami. Nie było łatwo. W sumie stwierdziłam, że nie ma co czekać. Warunki do mieszkania są - jest łóżko, kuchnia prawie gotowa - gotować można, łazienka też sprawna, drzwi powstawiane. Jedynym minusem jest sterta narzędzi której nie było kiedy sprzątnąć i leży sobie odłogiem przy balkonie. Chociaż ta sterta to pikuś w porównaniu ze stertą worków którą przywiozłam i jakoś muszę wszystko przejrzeć, posortować na to w czym będę chodziła, na to co wyrzucę i to co ewentualnie odsprzedam.


Chyba największym minusem jest to, że nie grzeje mi kaloryfer w sypialni. Nie grzeje, bo mój M. robiąc na tempo rozwalonym sprzętem przegrzał rurki które się zbytnio stopiły i zasklepiły odpływ wody z kaloryfera... Najgorsze to to, że trzeba zdejmować panele, rozkuć kawałek podłogi i ściany i zrobić wszystko od nowa. Mało optymistycznie to brzmi. Ale mam nadzieję że w miarę szybko uporamy się z problemem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz