poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Urlop - dzień 5 - Wodospad Kamieńczyka, Zamek Chojnik, Muzeum Broni Pancernej

W końcu pojawiłam się aby częściowo dokończyć opowieść o swoim urlopie :)
Przeglądając przewodnik jaki zakupiliśmy "obowiązkiem" było obejrzenie Wodospadu Kamieńczyka. Zdjęcia naprawdę zachęcały do jego obejrzenia. Sam wodospad znajduje się na końcu Szklarskiej Poręby. Gdy dotarliśmy spacerkiem do kasy biletowej - wejście jest płatne ze względu na to, iż wypożyczają kask i wchodzą niewielkie grupy - doznaliśmy szoku. W "kolejce" stało ok 150 dzieci. Po prostu wycieczka. Nawet nie było mowy aby przepuścili pojedyncze osoby. Ludzie byli tacy egoistyczni, że niestety nikt z osób które pojedynczo przyszły nie zostały wpuszczone i tak jak my po prostu rezygnowaliśmy - czekanie ok 2-3 h po prostu mijało się z celem. 
Jednak był punkt widokowy z którego można było obejrzeć wodospad "z góry". Sam wodospad ma 27 metrów i jest najdłuższy w Sudetach. 


Chcąc umilić sobie ten spacer 30 minutowy wybraliśmy się w kierunku tzw. Wysokiego Mostu. Gdzie oczom się ukazał nam piękny widok mniejszego "wodospadu". Woda pięknie wpływała po nastu kamieniach. 


Wracając w kierunku Karpacza postanowiliśmy zajechać do Zamku Chojnik. Sam zamek usytuowany jest w Sobieszowie - dzielnicy Jeleniej Góry. Zamek stoi - jakże by inaczej - na szczycie góry Chojnik. Zamek nigdy nie został zdobyty - tym samym nie był zniszczony. Jednak natura wzięła w swoje ręce zdobycie zamku - piorun który trafił w zamek spowodował pożar, przez to zamek został "oficjalnie" zniszczony do poziomu ruin. 


Wejście wcale nie było proste - góra należy do Enklawy Karkonoskiego Parku Narodowego. Idąc tym lżejszym szlakiem zajęło nam to około godziny - stąd niemożliwość jego zdobycia. Oczywiście w między czasie był on rozbudowywany.


Pomimo, zniszczeń to były takie typowe, obrazkowe ruiny. Wchodząc do jednego z pomieszczeń udało mi się złapać "ducha" - dziecko wbiegające do niego ;)


Dość wysoki mur oddzielał dziedziniec i zabudowania od głównego wejścia. W tym oto przedsionku były stajnie i zbrojownie. Nawet udało nam się wypatrzeć pod drzewem dawne poidło dla zwierzyny :)


Na dziedzińcu znajdowało się podobno wiele budynków, zastanawialiśmy się jak oni je tam wszystkie pomieścili i jakiej wielkości były. Ale jak wiadomo kilkaset lat temu nie potrzebowali tylu wygód co teraz. 


To co nas mile zaskoczyło to oto "drzewo" którego pień złapał się niczym kłącze -muru a z wystających gałązek wypuściło liście. Efekty był znakomity. Po pniu jednak widać, że jest to raczej wiekowe "drzewo"


Udając się na wierzę, przechodziliśmy przez jakiś przedsionek, w którym była kapliczka. Trochę się śmialiśmy, gdyż żadnego wejścia na nią nie było, że wrzucali księdza i odprawiał on msze do ostatecznych dni. 


Przeszliśmy do pomieszczeń które prowadziły na wieżę widokową. 


Okazało się, że w zamku przebywał Jan Paweł II, z tej okazji została wykonana tablica pamiątkowa. 


Oczywiście wielkość zamku cały czas nas zaskakiwała. Ludzie potrafili robić cuda i nie potrzebowali do tego nowoczesnych technik czy maszyn. 


Z okienek można było ujrzeć widok na Jelenią Górę bądź też dziedziniec Zamku. 


Oczywiście pogoda standardowo dopisała. Tym samym widoki były piękne i nie kończące się. Wręcz radość dla oczu.


Gdzieś tam na dole mieliśmy samochód - można więc sobie porównać jaką odległość trzeba było pokonać aby do niego dotrzeć. Tylko z jednej strony było dość łagodne podejście. 


Oczywiście jak to zamek to i legenda. W owym zamku krążyła o księżniczce Kunegundzie. Wielu chciało ją poślubić, jednak przyszły wybranek musiał spełnić jeden warunek - musiał na koniu obejść całe mury po ich szczycie. Wszyscy wiedzieli, że to nie jest realne. Oczywiście znalazło się wielu śmiałków ale często spadali oni na swoich rumakach w przepaść. Po nastu latach pojawił się jeden mężczyzna, któremu udało się zadanie wykonać. Księżniczka zadowolona, że znalazł się odważny rycerz, jednak on jej zaloty odrzucił twierdząc, że jest okrutna stawiając takie warunki, że tyle osób zginęło. Po tym incydencie podobno księżniczka rzuciła się w przepaść. 
Jednak słyszeliśmy jeszcze, że upadła na kamień tyłkiem i odznaczyły się jej pośladki na owym kamieniu ;)



Schodząc z Zamku zwykle wybieraliśmy inną drogę, zwykle bywał to czarny szlak. W tym przypadku prowadził on prosto przez wielkie skały. Gdzie trzeba było nie lada się wyginać i skakać aby zejść na normalną drogę ;) Jakoś bez szwanku udało nam się. 


Powrót do Karpacza zaplanowaliśmy trochę na około. Ze względu, że luby wypatrzył Muzeum Broni Pancernej, nie było możliwości pominięcia owego muzeum. 
Jak już weszliśmy to zaznaczyłam, że byłam tam osobistym wpisem do księgi gości - muzeum należy do wojska. 
Po wejściu na otwarty teren samochody dziwnie się na mnie patrzyły ;)


Oczywiście Paskudny był w swoim żywiole oglądając każdy egzemplarz i czytając każdą literkę na tabliczkach. 


Mnie jakoś jednak wielkość tych maszyn lekko przeraża. Ale jakoś daję radę. 


Wycieczka oczywiście udana. Dzień nie był stracony. Wypełniony prawidłowo ;)

4 komentarze:

  1. Już czuję jak ja bym szalała z aparatem w tych miejscach :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciało się szaleć ale też chciało się jak najwięcej uwiecznić. Czasem ciężko połączyć te dwie sprawy :)

      Usuń
  2. Budzisz we mnie głód.
    Zwiedzania
    fotografowania.
    zawsze jest jakieś ale
    muszę się ruszyć z domu bo mnie zazdrość zżera :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam Twoich kilka zdjęć i naprawdę dobrze Ci wyszły. Sama jeszcze nie mam tak wielkiej wprawy. Chociaż M. twierdzi że aparat co mam to już nie starcza mi i chciałby kupić coś bardziej profesjonalnego. Ale to za jakieś 2 lata. Obecnie chcę kupić lampę - mam akurat panieński i wesele kumpeli to trochę poćwiczę :)

      Usuń