niedziela, 25 stycznia 2015

oj Franek, Franek

Temat franka chyba każdemu ostatnio dobrze znany. Ludzie pobrali na xx lat kredyty w walucie obcej tak zwanym "franku" no i wszystko było pięknie cacy, do momentu gdy kurs trzymał się nisko. W ostatnich dniach kurs drastycznie wzrósł. I wszyscy co wzięli kredyt w walucie zadrżeli. Każdemu by wyskoczyła gęsia skórka na wiadomość, że musi w kolejnym miesiącu zapłacić więcej niż musiał. Ale.... 



przecież ci ludzie mogli wziąć kredyt w złotówkach, ale oczywiście nie skorzystali bo był droższy. No co oni będą tutaj płacić te kilkanaście tysięcy więcej. Ci bardziej rezolutni jak już brali to nie szaleli, że np na 110%, bo trzeba mieć wszystko na tip top, no i oczywiście nie na maksymalny okres kredytowania, który chyba w rekordzie wynosił 40 lat (!). Poza tym chodzi nowe przysłowie "bierz kredyt w tej walucie w której zarabiasz" 

Sama posiadam kredyt, ale wzięty razem z rodzicami w złotóweczkach. Nie posiadałam zdolności kredytowej a raczej posiadana przeze mnie zdolność na dzień brania kredytu oscylowała w granicach zakupu mniej niż 15 metrów mieszkania. Oczywiście przy podpisaniu umowy przewertowaliśmy od wielkiej litery na początku do ostatniej kropki na końcu. Więc wiedzieliśmy co podpisujemy. Do tego rodzice wspomogli niewielkim ale zawsze wkładem własnym. Okres kredytowania - 20 lat z możliwością szybszej spłaty. 

A czy Ci ludzie co wzięli kredyt we frankach w ogóle czytali umowę? Czy po prostu w pełni euforii że niska rata, że niski kredyt podpisali umowę wiążąc sobie już na samym wstępie pętle wokół szyi. Każdy kredyt jest sporym obciążeniem, w szczególności dla tych co ledwo co wiążą koniec z końcem, ale pomimo tego wydają co do ostatniego grosika bo przecież trzeba żyć na poziomie. Co to jest 40 lat, przecież "się spłaci". Tylko co w wypadku np, straty pracy? choroby? problemów rodzinnych? A fakt... zapomnieli. 

Kulminacja nastąpiła kilka dni temu jak ów frankowcy wyszli na ulicę. Ale ja pytam: Po co? co chcą osiągnąć? czego żądają od rządu? Przecież byli chyba w 100% świadomi podpisując umowę, która z pewnością zawierała informację o ryzyku kursowym. Czemu żądają, żeby rząd im pomógł? Nam jakoś nikt nie pomaga, spłacamy kredyt powoli, co miesiąc ta sama rata, też nam nie jest łatwo, a oni? No sorry ale tacy ludzie pozbawieni są jakiejkolwiek wyobraźni sądząc, że przez 30-40 lat będą mieli jeden i ten sam kurs, wahający się jedynie o kilka groszy. 

Znam ludzi którzy co prawda wzięli kredyt w złotówkach, ale oczywiście 110%, 35 lat no i dopłata słynnej "rodziny na swoim". Przy rozmowie, okazało się, że ów rata już pomniejszona o ten rządowy rabat wynosi więcej niż ja wzięłam. Przy pytaniu co zrobicie za te 8 lat? gdzie rata wzrośnie im z ok. 1500 zł na 2300 ? Jaką otrzymałam odpowiedź, pewnie nikogo nie zdziwi - "będziemy się martwić za 8 lat" - czy takim ludziom, z takim podejściem w ogóle powinny być dawane kredyty? 

Inna znajoma, szukała jakiegokolwiek banku który da jej tylko kredyt, a zdolności miała niewiele więcej niż ja i co? i dostała na 300 tys ! 

Oczywiście banki też same w sobie są winne, bo przecież jeden przez drugi się prześcigały w ich dawaniu. Oby więcej sprzedać, oby więcej ludzi przyszło. A co tam te 20 lat czy 30 dajmy na 50 lat !, Te gorsze zapisy napiszmy małym druczkiem, żeby się ludzie nie doczytali. A po co im wkład własny? Niech biorą ponad stan, i tak jak coś to będziemy na plusie. 

No i branie ponad stan skończyło jak się skończyło. 

Nie żal mi ludzi, którzy bezmyślnie brali kredyt, żeby tylko wziąć. Trzeba było myśleć zanim podpisze się cyrograf. A teraz? Wzięliście to płaćcie i płaczcie. 

6 komentarzy:

  1. Rozmowa z kuzynem.(lat 38)
    -ja mam kredyt na 40 lat po 2000 miesiecznie
    ................
    Fakt. Teraz mógł sobie pozwolić. Ma wielki dom, firmę, dwie kamienice, 5 dzieci.
    A co będzie kiedyś?

    Dyskusja wynikła bo ja mówiłam o swoim kredycie. Minimalnym. Mamy pół domu wykończonego byle się dało mieszkać. Ale byle kredyt jak najmniejszy i jak najkrócej. Byle raty nie za wysokie... Ja nie pracuję a mąż nie chciał ryzykować.

    Jaki sens brania pół miliona kredytu i robienia wszystkiego an wypasie skoro czasami życie potrafi się spierdzielić?

    ps. też nie mamy kredytu na siebie. W tych czasach żeby dostać kredyt trzeba udowodnić że się go nie potrzebuje..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, to jest myślenie tzw. chwilowe. - a co tam 40 lat, za te 40 będę się martwił. Ludzie nie zakładają, że nie tylko może im się poszczęścić i zarabiać więcej ale też może być w drugą stronę, w szczególności, że z pracą wszędzie jest teraz ciężko.
      Też planujemy budowę domu. Jednak... zamierzamy ją robić etapami i wszystko sami aby dużo zaoszczędzić. Fajnie by było, mieć kasę i wynająć ekipę która w 3 miesiące postawi Ci chałupę z wykończeniem exclusive. Tylko taka opcja jak dla nas wchodzi tylko w momencie jakbyśmy tą kasę mieli nie w formie kredytu ale oszczędności...

      Usuń
  2. Ludzie powinni ponosić odpowiedzialność za swoje decyzje..
    Wiedzieli, że to wiąże się z ryzykiem, dlaczego się nie zastanawiali wcześniej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ludzie są nieodpowiedzialni. Żyją chwilą. Nie myślą o tym co będzie później, a niestety to jest ważne a nawet bardzo ważne. Powinno przewidzieć się każdą możliwą opcję.
      U nas - ja z rodzicami zdolność wynosiła około 550 tys. - ej no fajnie można było kupić mieszkanie 4-5 pokoi a nie małe 2. Tylko pytanie jaka od tego byłaby rata? Wzięliśmy 200 tys na okres 20 lat i jest w miarę ok.

      Usuń
    2. Masz rację. Wielu ludzi tak żyje.. jakby jutra miało nie być ;] A potem płacz i lament..

      Usuń
    3. No wiesz żyć chwilą ma swoje plusy ale tylko w określonych dziedzinach życia - np. spontaniczne wycieczki, czy spotkania ze znajomymi, ale przy kwestiach typu kredyt to trzeba być bardziej pesymistą niż optymistą czy realistą.

      Usuń