poniedziałek, 10 czerwca 2013

i znów to mieszkanie... i kawałek wesela

I znów nic nowego, tylko mieszkanie i mieszkanie. Nie mam wyjścia, całe życie obecnie kręci się wokół mojego mieszkania, albo mieszkanie kręci się koło mnie. Tak czy inaczej. Wszelkie siły na nie przeznaczamy. Chcemy w końcu jak najszybciej się wprowadzić. Nie chcemy wiecznie przekładać terminu - żeby naprawdę nie nastąpiła przeprowadzka w grudniu. 

Weekend calutki spędziliśmy nigdzie indziej jak w mieszkaniu. Oczywiście standardowo pogoda płata nam figla i gips zamiast schnąć ok 12-24 h schnie 4-5 dni. Chyba się powoli do tego zaczęliśmy przyzwyczajać. Dzięki Bogu to było ostatnie już gipsowanie... w dużym pokoju, pozostał nam do zagipsowania cała sypialnia, której ściany i sufit są wręcz w opłakanym stanie. Nawet nie wiemy co oni położyli bo to co jest tynkiem nazwać nie można. Podczas malowania ścian które już są zrobione na tip top zaczął nam z farbą w kilku miejscach odchodzić gips. Nie to że jakieś kropeczki, po prostu całe płaty odchodziły. Załamaliśmy się z lekka. Wszystko właśnie przez tynk/gips który  był jak odebraliśmy mieszkanie. Jego struktura jest mało powiedziane że dziwna. Chyba łatali tym czymś poprawki przed samym oddaniem mieszkania.

Weekend zakończyliśmy z pomalowanymi ścianami i sufitem w kuchni i przedpokoju. Kolor o pięknej nazwie "srebrny pył" wygląda znakomicie. Faktycznie jest ciemniejszy niż nam się wydawało ale kolor w 100% akceptujemy. Zdjęć nie wrzucę bo wszystko czym by się dało zrobić zdjęcie też spłatało nam figla i się rozładowało. Prawdopodobnie przez to, że w bliskiej odległości jest linia wysokiego napięcia. Przy pięknej pogodzie zasięg jest ale szału nie ma. W niedzielę nie dość, że była burza to prawie cały dzień padało i się okazało, że w taką pogodę zasięgu praktycznie nie ma, a telefon w jego poszukiwaniu się momentalnie rozładowuje... Ale... już przygotowuje aparat na najbliższą wyprawę i fotek mam nadzieję, że nie zapomnę popstrykać :)

Chyba ostatnio mam dobrą passę. Udało mi się zamówić wymarzony (no prawie) żyrandol do sypialni. Kształt jest taki jak chciałam - klasyczny. Może trochę abażury nie są idealne ale wszystko za pewne obejrzę, dotknę, pomacam, obmacam, jak przyjdzie do domu. 
Standardem już jest, że cena za jaką go kupiłam jest mało powiedziane, że atrakcyjna. Dałam za niego niecałe 250 zł :) Pierwotnie kosztował niecałe 300 ale udało mi się uzyskać kupon rabatowy, więc kasy trochę zaoszczędziłam :) jestem z niego zadowolona - jak na razie póki go nie zobaczyłam - chciałam coś prostego i klasycznego do sypialni. Ma być w miarę skromnie i nastrojowo. Chyba głównie NASTROJOWO :)

Jakoś przed weekendem otrzymałam wiadomość, że moja tapeta do kuchni jest gotowa. Radości co nie miara. Miała być dopiero na 17 - czyli za tydzień. Chciałam się dziś dowiedzieć kiedy otrzymam, bo zamówiłam ją do pracy a numer przesyłki mi nie wchodził na stronce. Po czym dzwonie i Pani z miłym głosem "tak, zrealizowaliśmy w piątek, ale jeszcze kurier nie przyjechał, za pewne dziś to będzie, tak więc po południu będzie mogła Pani sprawdzić swoją przesyłkę". No ok, zależało mi głównie, żeby przyszła jak będę w pracy, a nie żeby kurier pocałował klamkę. No i jakoś po 16 przychodzi Olcia z paczką do mnie - czytam a tam że to tapeta. Jak zwykle nie mogłam się powstrzymać i od razu rozpakowałam paczkę, żeby zobaczyć jak to wyszło. i wiem jedno "JESTEM Z SIEBIE DUMNA"

Wszystko widać idealnie, jest tak jak chciałam, no i najważniejsze jest to, że sama zrobiłam zdjęcia. Tak więc będą one unikalne, jedyne w swoim rodzaju :) Chyba jednak jestem w jakimś stopniu zdolna :)

Co do drugiego wątku - weselnego. Napisała do mnie ostatnio koleżanka z gimnazjum (niestety jestem rocznikiem "króliczym"), miała takie małe zapytanie czy byśmy nie przyszli do nich na ślub i wesele. Fakt trochę się zdziwiłam. Ale wyjaśnienie jakie mi napisała, wszystko rozjaśniło. Po prostu rodzina zrobiła jej psikusa i będzie bardzo mało osób od niej z rodziny i postanowiła z rodzicami pozapraszać znajome osoby. Wiem, że nie zależy jej na kasie i prezentach tylko na tym, że wykupili salę na określoną liczbę osób i chcieli ją zapełnić. Poza tym wiem jak to jest jak się kogoś zaprasza a ta osoba w ostatnim momencie odmawia. Po burzliwej debacie z Panem M. postanowiliśmy iść. Tak więc za miesiąc, będziemy się bawić u znajomej na weselichu :) Oczywiście od razu zastrzegłam, że będę latać z aparatem i robić zdjęcia, nawet się chyba ucieszyli i powiedzieli, że jak coś z fotografem (tym głównym) nie będzie problemu. Mam nadzieję, że uda mi się zrobić kilka super zdjęć i wręczyć je trochę po weselu - parze młodej. Taki dodatkowy prezent :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz