poniedziałek, 16 grudnia 2013

Razem a jednak osobno

Jestem z moim facetem już spory kawałek czasu. W zeszłym roku odebrałam klucze do mieszkania, tego wymarzonego, małego własnego. Myślałam sobie cały czas że będzie to NASZE małe mieszkanko, miejsce gdzie będziemy mogli cieszyć się sobą, spędzać czas a może z czasem dorobić się jakiegoś potomstwa. Minął już 2 miesiąc jak mieszkam sama. Sama opłacam rachunki, sama śpię, sama sprzątam, sama oglądam telewizję... sama, sama, sama....

Nie tak to miało wyglądać... nie do takiego wymarzonego mieszkania dążyłam. Mój facet przyjeżdża co weekend z torbą podróżna i po 2 dniach wraca do swojego domu z rodzicami, a ja zostaje sama jak ten palec. Czasem ściany mi odpowiedzą "na zdrowie" jak kichnę. 
Nie wiem kiedy on się przeprowadzi, niby głównym jego problemem jest praca i dojazd do niej. Miał ją zmienić no i tak zmienia, że nic nie może znaleźć, a może nie chce? Ja sama jak mieszkałam u rodziców pracowałam niedaleko niego i codziennie pokonywałam odległość właśnie taką jak on ma i jakoś żyję. A on chyba tego nie potrafi. Może nie chce odpowiedzialności. 

Wiem jedno. Źle mi z tym, bardzo źle. Czuję się bardzo samotna. Nie czuję się jakbym miała kogoś. Co z tego że on jest te 35 km ode mnie... nie ma go tutaj. Tu gdzie chciałam żeby ze mną mieszkał. A On.... nie wiem co myśli, co planuje. 
Zaprosił swoich rodziców na drugi dzień świąt niby do nas... Ale jakie nas? chyba do mnie. On jest tylko dojazdowy. Zostawił mnie z problemem wymyślenia menu na obiad oraz wysprzątaniem całego mieszkania, bo on przecież musi pomóc rodzicom... a ja... ech... 

Rozmawiałam z moją mamą dziś. Widzę, że boją się o mnie i moją przyszłość. Lata swoje na karku mam. Niby M. jest fajny ale... nie potrafi podjąć tych odpowiedzialnych decyzji. Chce budować dom, ale co z tego jeśli ze mną nie chce mieszkać. Dziwił się mi że denerwuje się że samochód mi się zepsuł i muszę kupę kasy wydać na jego naprawę. Moja mama stanęła po mojej stronie odpowiadając, że czemu się dziwi jak sama się muszę utrzymać i wiążę koniec z końcem jako tako... Gdyby nie oni i ich obiady mogłoby mi nie starczyć na jedzenie... Jest to przykre ale niestety prawdziwe. On chyba nie do końca sobie zdaje sprawę z tego wszystkiego. 

Zadał mi dziś pytanie:
- co chcemy od moich rodziców pod choinkę?
- Ale jak to chcemy?
- no prezent wspólny
- ale jaki prezent wspólny jeśli ja mieszkam w Warszawie a Ty w Pruszkowie, to o jakim wspólnym prezencie mówimy? bo dla mnie jest to nie realne. 

Chyba lekko go zatkało, ale niestety taka jest prawda, bolesna prawda.

Obecnie mam urlop. Siedzę w domu. Nie mam na nic ochoty. Na żadne żarty. Na rozmowy. Łzy same napływają na samą myśl o tym wszystkim. Co z tego że go kocham jak on nie jest w stanie zamieszkać ze mną. 

Dziś kolejna noc w pustym zimnym mieszkaniu ... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz