piątek, 20 grudnia 2013

Zuzia

Moi rodzice są szczęśliwymi posiadaczami małego psa. Owy pies to suczka - Zuzia. Oddali jej całe swoje serce, to ona jest najważniejsza w domu, nikt inny tylko ona. Oczywiście nie da się jej nie kochać, tym samym i częścią mojego serca zawładnęła. Dla mojego taty jest ona oczkiem w głowie. 

Obecnie jestem na urlopie. Nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz byłam na 2 tyg urlopie...Kładę się spać o której mój organizm zapragnie, tak samo jest rano - śpiochem jestem niesamowitym.

Dzisiejszego ranka jednak nie mój organizm się sam obudził tylko telefon o 7:00 od mamy. 
Szybko oddzwoniłam, bo o tej porze telefon to nie jest nic normalnego.
- No co się stało?
- Z Zuzią trzeba jechać do weterynarza, całą noc miała biegunkę, teraz załatwia się krwią... (słyszę to zmęczenie nieprzespanej nocy i obawy o ich maleństwo)
- Dobra za jakieś 15-20 minut będę, tylko się ogarnę. 

Wchodząc do rodziców mieszkania, widzę psiaka który na co dzień tryska energią a tym razem chodzi skulona, trzęsąca się, prosząca o pomoc. Psiak w koc, w siatkę pozostałe rzeczy i do samochodu. Zwykle po samochodzie ona lata, jest ciekawa świata. Teraz nic nie drgnęła. Jest z nią naprawdę źle. Weterynarz, młoda dziewczyna, widać, że zaspana (mamy lecznicę 24h), obadała ją, nie potrafiła podać przyczyny, 4 zastrzyki (aż mi się słabo od ich ilości zrobiło), no i musi zostać na obserwacji do południa. Po południu pojechałyśmy po nią. Ze względu iż jest bardzo małym psem dość szybko się odwodniła, ponadto w prześwietleniu nic jej nie wyszło. Prawdopodobnie wirus, taki nawet ludzki - grypowy. 
Zabrałyśmy ją do domu. Zostałam u rodziców aby jej przypilnować i obserwować. Nadal była strasznie osowiała. Jak nie ona. Tak jej szkoda było. Siedziałam przy niej cały czas, tylko wtedy zasypiała. 


Wieczorem ponowna wizyta u weterynarza. Z psem lepiej. Nawet już trochę odżyła, machała ogonkiem. Kolejne 3 dni to jazda z rana do weterynarza do zastrzyki z antybiotyku. 

Mały pies, a tak człowiek potrafi przy nim latać, chyba czasem bardziej jak nawet niektórzy mają się zaopiekować drugą osobą. Ale pies przynajmniej okaże podziękowanie poprzez pomachanie ogonem, przytulenie się czy zabawę z nim. Nie potrafię sobie wyobrazić jak ludzie mogą traktować takie zwierzęta, mniejsze lub większe w okrutny sposób. Teraz akurat zacznie się "sezon" na kupno zwierzątka pod choinkę, a na ferie lub wakacje schroniska są przepełnione. 

Sama chciałabym posiadać jakiegoś zwierzaka u siebie w domu, ale... głównym argumentem na "nie" jest pozostawienie go na ok 10 h jak ja będę w pracy. Chyba bym nie potrafiła. Jak na razie pozostaje mi się cieszenie z Zuzią. 

1 komentarz:

  1. Biedactwo... Z tym wenflonem w łapce :( Ja też psa widzę na razie tylko u rodziców, ale nie wyobrażam sobie, aby kiedyś/kiedyś, gdy będę miała już własną rodzinę, nie było w niej zwierząt... To troska i wielka odpowiedzialność, ale też radość ogromna.

    OdpowiedzUsuń