czwartek, 6 marca 2014

lekarski dzien

Niestety, kolejny raz musiałam odwiedzić przychodnię. Ale tym razem udało mi się skumulować dwie wizyty jednego dnia. Pierwsze było pobieranie kwi. Zapisana byłam już miesiąc temu. Nie wiem czy już kiedyś wspominałam, ale panicznie się boję pobierania krwi. Nawet jak się skaleczę czy coś podobnego to może mi się zrobić po prostu słabo. 
 Wydawało mi się że przyjechanie 15 min wcześniej wystarczy aby szybko załatwić temat. No i samo wejście mnie zszokowało chociaż nie wiem czy powinno. Tłum ludzi. Oczywiście średnia wieku 60+. Odnalazłam swoją kolejkę i grzecznie stanęłam w kolejce za młodym chłopakiem, najlepsze było to, że na jakieś 20 osób byliśmy tylko my młodzi. Dopiero bliżej 8:00 zaczęło się więcej młodych ludzi schodzić. 

Kolejka do pobierania krwi to i tak był mały pikuś. Była tez druga kolejka - na schody - do lekarzy internistów. Tam się dopiero działo.
- proszę pani ja byłam przed panią
- nie ja byłam za panem i byłam szósta
- a za panem kto był? Ja przyszłam o 6:15
- a ja o 6:00 i pani nie widziałam
- no i co pani zamieszanie wprowadza
- proszę pana ja chce być szósta tak jak przyszłam bo ktoś wejdzie przede mną
...

Śmiechu warte. A podobno od starszych ludzi mamy się uczyć kultury. Tylko gdzie ta kultura jak mało co nie było by awantury na cala przychodnie bo nie mogli się doliczyć kto jest pierwszy, a oczywiście wpuszczenie np osoby z gipsem czy ciężarnej nie wchodziło kompletnie w grę. 
Oczywiście w kolejce "krew" też były akcje kolejkowe.
- zapraszam najpierw osoby z cukrzycą (leci kilkanaście osób, mało co po drodze mnie nie rozdeptując)
- ale ja przyszłam o 7:00 i muszę wejść
- ma pani cukrzyce?
- nie
- to proszę czekać
- ale ja nie mogę, ja muszę bo przyszłam o 7:00 
no i płacz i krzyk jakby jej rodzinę mordowali, ale pielęgniarka okazała się twardą kobietą i nie pozwoliła sobie na głowę wejść.

Po ponad pół godziny przyszła moja kolej. Jak już zobaczyłam dwie fiolki to od razu mi się słabo zrobiło. Ale dam radę. Chwilę trwało pobranie krwi. Poza tym, że pielęgniarka marudziła, że mam słabą żyłę. Ja się tam nie znam, ale nigdy nie marudzili. Wszystko było by ok gdyby ręka po pobraniu nie bolała mnie przy każdym nawet najmniejszym ruchu.

Po południu znów wybrałam się do dermatologa. Chwała że starsi ludzie do niego nie chodzą ;) Poszłam z problemem z którym borykam się już naście lat, a temat nazywa się - kurzajka. Zlokalizowana jest niefortunnie na stopie. Póki nie rośnie i nie daje o sobie znać to jest ok. Jednak jeśli "odezwie się" to już nie jest tak wesoło - mam problemy nie tylko z założeniem jakiegoś buta ale również z chodzeniem. Złapałam ją prawdopodobnie naście lat temu w podstawówce jak chodziłam na basen.
Pod koniec 2006 roku wybrałam się do dermatologa, decyzja była szybka - "proszę się jutro z rana pojawić w szpitalu... gdzie pracuję to wymrozimy tą kurzajkę" No i ok. Poza tym że 2 miesiące mi się goiła, ból był niesamowity to pomimo wszystkiego była radość UDAŁO SIĘ... No i radość trwała z 2 lata. Znów zaczęła odrastać.
Jakiś rok temu prócz starej, pojawiać się zaczęła nowa, obok. Więc szybko chciałam to usunąć. Niestety nic mi nie pomogło. Ani zioła, ani medykamenty na bazie kwasów czy wymrażających. Dlatego też w końcu wybrałam się do lekarza aby coś poradził. Kobiecina jak zobaczyła to się przeraziła.Ale co od niej usłyszałam?

Wie pani ja w te wymrażania nie wierzę. Miałam pacjentkę która miała na opuszku palca kurzajkę, wymrażała ją z 6 razy i za każdym razem odrastała. W końcu pojawił się jej dół w palcu. Wyglądało okropnie. Dlatego też przepiszę pani środek nie na bazie kwasów ale powstrzymujący rozrost kurzajki. Wydaje mi się, że jedyną metodą jeśli ten środek nie pomoże jest laser, ale on chyba nie jest jeszcze refundowany.

Jutro środek kupuję i mam nadzieję że mi pomoże. A jeśli nie to wybiorę się na owy laser prywatnie. Jeden zabieg kosztuje od 80 zł.
Zawsze jakąś nadzieję trzeba mieć ;)

p.s. Jakby lekarzy było mało to poszłam sobie do fryzjera - jak szaleć to szaleć :) W końcu udało się mi zatuszować rudości po hennie naturalnej i zaczynam wyglądać jak człowiek :D 

8 komentarzy:

  1. o chodzeniu po lekarzach to ja bym mogła ksiażke napisać....
    :/
    a co do krwi-wiesz, ze ja się też tak boję?
    ale krew udało mi się oddać :D póki co raz ale nie wykluczam dalej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja staram się unikać lekarzy. Właśnie ze względu na duże obleganie przez starszych ludzi. No ale jak trzeba to już nawet nie ma wyjścia.

      Usuń
  2. Nie doczytałam.... słabo mi się zrobiło... Ja nie tylko mdleję na widok krwi, ale nawet czytać o tym nie mogę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko kawałek był drastyczny. Dalej było o dermatologu.
      W sumie cieszy mnie, że nie jestem jedyna co sie boi :)

      Usuń
  3. Oj... Okropnie jest w przychodzi, starsi się wykłócają i jeszcze jak jesteś młoda to mają pretensje,że przychodzisz bo czas lekarza marnujesz :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No faktycznie - kolejki im zabieram, ale co z tego, że to ja na ich emeryturę pracuję i biorę dzień wolny.
      Chyba nie nadaję się na chorowanie i czekanie na lekarzy.. ;)

      Usuń
  4. Te kolejki do lekarzy, a raczej marudzący pacjenci bywają nie do wytrzymania. Nie dość, że się człowiek stresuje wizyta u lekarza, czy zabiegiem, to jeszcze musi się z ludźmi użerać :/
    Ja też na krew nie mogę patrzeć. Boję się pobierania krwi. Na pewno nie mogłabym pracować jako pielęgniarka ;]
    Pozdrawiam i życzę, by szybko i skutecznie rozwiązał się problem z kurzajką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marudzący to jeszcze i tak mało. Weselej jest jak zaczynają być awantury czy przepychanki - a Ty siedzisz i się śmiejesz ;)
      Dziękuję. Mam nadzieję, że w końcu jej się pozbędę :)

      Usuń